wtorek, 19 marca 2013

Katie.

Katie

Saturday 15 August

Effy's place, Venice


'Give me a break,' I heard Anthea saying. 'So we had a few drinks last night. What's the matter? You worried I might start having some fun?'
'I didn't say that.' Effy's voice. 'It's just...'
'Just what?'
'Nothing. Just you fucking try and take over, that's all.'
I got out of bed and tiptoed into the hall.
'Your friend Katie didn't seem to mind,' said Anthea.'Pass me the kettle, would you?' She was running the tap now. 'And Alfredo enjoyed himself. We all did.'
'It's Aldo,' Effy said sulkily. 'Why do you keep calling him Alfredo?'
'`Cause that's his fucking name, Effy.'
I moved towards the bathroom. As I reached the door, Effy appeared out of the kitchen.
'Hi,' I said nervously. 'All right?'
'Fine.' She didn't look it. 'Sleep OK?'
'Great.' I tugged at my vest top, hugged myself self-consciusly. 'All right if I have a shower?'
'Do what you want. Just don't use all the hot water.'
We eyed each other, like a couple of rival species.
'I won't be long,' I told her, pushing the bathroom door open. 'All yours in a minute.'
'Want some breakfast, Katie?' Anthea called to me. 'Coffee?'
'Great. Thanks Anthea...' I shut the door and leaned back against it. 
I should never have come here. 

I'd walked for miles that night I left Emily in the hotel. Crying. People were coming home from clubs and bars, but I just kept my head down and pushed past them. Not even the cat calls from some boys crowding out of a pool hall made me look up. Not interested. Can't put it on tonight. Sorry. And then I just dissolved, became invisible, floating above everyone.
I ended up at the Gare du Nord. 5am. My legs were stiff. I holed up in the weirdly clean station toilets and slept in a cubcile till eight, when the cleaner banged on the door. Probab;y thought I was a prostitute. Fuck knows I looked like one. I washed my face and put on some make-up and flet human again. 
But I still don't know what I was doing. Where exactly I planned to go. I sat in the station cafe for a bit, just going over and over the night before. And I thought of the last time I was genuinely happy. I came up with a memory of about three years ago. Me and Emily on the Water Ride at Alton Towers. Screaming into each other's faces, holding hands. Just the two of us. We were fifteen. Dad had bought us both iPods for out birthday. We'd put all the same music on both. But I'd chosen it. I chose everything. 
I drank the rest of my coffee and wandered out of the station. Montmartre was nearby. It said so on all the streets signs. I wandered in and out of musty old churches, sat on ancient, crumbling walls and then on a bench eating a McDonalds. I thought of Emily's face if she could see me now. 'A McDonalds? You come all the way to Paris and eat a Big Mac?'
By early evening, exhaustion from the night before set in. I thought about the station toilets. Telling myself this was some kind of shitty hobo adventure, I decided to spend another night in my special cubicle. It hadn't stunk too much of piss and bleach. It was as good a place as any. First thing in the morning I had to catch a train from Paris-Bercy. If all went to plan. 
I got out my phone and scrolled down till I got to her name. A minute later I'd sent the message. I spent an hour waiting for her reply, wondering if she'd tell me to fuck off. I willed her not to. I needed her to end things, see. Finish it off. 
Please Effy, you owe me one. 

And now I'm here. The sky hasn't fallen down. The world is still turining. I'm still alive. 
I'm slightly disappointed. 
_____________________________

Katie

Sobota 15 Sierpnia

Mieszkanie Effy, Wenecja

 

'Daj spokój,' usłyszałam Anthea'e. 'Wypiliśmy kilka drinków ostatniej nocy. Co z tego? Martwisz się, że mogłabym się zacząć bawić?'
'Tego nie powiedziałam.' Głos Effy. 'Tylko po prostu...'
'Tylko co?'
'Nic. Po prostu kurwa starasz się i przejmujesz kontrolę, to wszystko.'
Wstałam z łózka i  zakradłam się na palcach do przedpokoju.
'Twoja przyjaciółka Katie zdawała się nie mieć nic na przeciwko,' powiedziała Anthea. 'Mogłabyś mi podać czajnik?' Odkręciła kurek. 'A Alfredo dobrze się bawił. Wszyscy się dobrze bawiliśmy.'
'To Aldo,' powiedziała nadąsana Effy. 'Czemu ciągle nazywasz go Alfredo?'
'Bo to jego jebane imię, Effy.'
Ruszyłam w stronę łazienki. Kiedy dotarłam do drzwi, Effy wyszła z kuchni.
'Cześć,' powiedziałam nerwowo. 'Wszystko dobrze?'
'W porządku.' Nie wyglądała tak wcale. ' Spałaś OK?'
'Świetnie.' Pociągnęłam za mój podkoszulek i objęłam się z zażenowaniem rękami. 'W porządku jeśli wezmę prysznic?'
'Rób co chcesz. Tylko nie zużyj całej ciepłej wody.'
Patrzyłyśmy na siebie, jak para rywalizujących ze sobą gatunków. 
'Nie będę długo,' powiedziałam jej, otwierając drzwi łazienki. 'Za minutę będzie cała twoja.'
'Chcesz jakieś śniadanie, Katie?' Anthea zawołała do mnie. 'Kawy?'
'Świetnie. Dzięki Anthea...' zamknęłam drzwi i oparłam się o nie. 
Nie powinnam była tu przyjeżdżać. 

Przeszłam tyle kilometrów tej nocy, kiedy zostawiłam Emily w hotelu. Płacząc. Ludzie wracali do domów z klubów i barów, ale ja tylko trzymałam głowę do dołu i mijałam ich. Nawet jakiś koleś wołający z tłumu wrzeszczących chłopaków przy stole bilardowym nie sprawił, że podniosłam wzrok. Nie byłam zainteresowana. Nie mogę dziś uprawiać seksu. Przykro mi. A potem po prostu rozpłynęłam się, stałam się niewidzialna, unosiłam się nad wszystkimi. 
Skończyłam na Gare du Nord. O piątej rano. Moje nogi były sztywne. Zatrzymałam się w zadziwiająco czystej toalecie na dworcu i spałam w jednej z kabin do ósmej, kiedy sprzątaczka zaczęła walić w drzwi. Prawdopodobnie myślała, że jestem prostytutką. Chuj wie, że tak właśnie wyglądałam. Umyłam twarz, nałożyłam trochę makijażu i poczułam się znów jak człowiek. 
Ale wciąż nie wiedziałam co zrobić. Gdzie właściwie planowałam się udać. Usiadłam na trochę w kawiarence na dworcu, przypominając sobie w kółko poprzednią noc. I pomyślałam o ostatnim razie, kiedy byłam naprawdę szczęśliwa. Przypomniałam sobie o sytuacji z przed około trzech lat. Ja i Emily na wodnym rajdzie w Alton Towers. Krzyczące sobie nawzajem w twarz, trzymające się za ręce. Tylko my dwie. Miałyśmy piętnaście lat. Tata kupił nam obydwu iPody na urodziny. Wrzuciłyśmy na oba taką samą muzykę. Ale ja ją wybrałam. Ja wybieram wszystko. 
Wypiłam resztkę kawy i opuściłam dworzec. Montmartre było w pobliżu. Tak mówiły wszystkie znaki na ulicy. Wchodziłam i wychodziłam do stęchłych starych kościołów, siadałam na starożytnych, zniszczonych ścianach, a potem na ławce, jedząc coś z McDonalda. Pomyślałam o twarzy Emily, gdyby mogła mnie wtedy widzieć. 'McDonalds? Przyjechałaś do Paryża tylko po to, żeby zjeść Big Maca?'
Wczesnym wieczorem, zmęczenie z poprzedniej nocy dało o sobie znać. Pomyślałam o ubikacji na dworcu. Mówiąc sobie, że była to w pewnym rodzaju jakaś gówniana, włóczęgowska przygoda, zdecydowałam się spędzić kolejną noc w mojej specjalnej kabinie. Nie śmierdziało tam za bardzo sikami ani chemią. Była tak dobra jak każde inne miejsce. Pierwszą rzeczą jaką musiałam zrobić rano, było złapanie pociągu z Bercy. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem. 
Wyciągnęłam telefon i przewijałam w dół dopóki nie znalazłam jej imienia. Minutę później wysłałam wiadomość. Spędziłam godzinę czekając, żeby odpisała, zastanawiając się czy powie mi, żebym spierdalała. Chciałam, żeby tego nie zrobiła. Potrzebowałam jej, żeby zamknąć ten rozdział. Zakończyć to. 
Proszę, Effy, jesteś mi to winna. 

I teraz jestem tutaj. Niebo się nie zawaliło. Świat wciąż się obraca. Ja wciąż żyję. 
Jestem troszkę rozczarowana.
 

1 komentarz:

  1. Rozdział bez szału. Mam nadzieję, że następny będzie lepszy :)

    OdpowiedzUsuń