czwartek, 27 czerwca 2013

Katie.

Katie

Venice at night


I left Effy in that bar and kept walking. No bloody clue where I was going. Fuck knows how many of those dolls' house bridges I went over but I came to a halt on one of them, stood leaning over watching a couple in a gondola, arms around each other. The guy guiding the boat looked up at me as he came to the bridge.
'Bella,' he whispered up into the hot night air.
I smiled, gulping back tears. You haven't seen me without my mask on, I thought. You wouldn't say that if you had. What a fucking horrible night.
Since the big drama of Aldo's birthday party, the old lady getting carted away in an ambulance and Effy's mum rushing round in a panic, Effy had gone into herself. Totally. I've never spent this much time alone with her, and let me tell you: it was a real fucking eye-opener.
When everyone had gone, all the fizz just evaporated. I wasn't bothered. I'd been a bit bored, trying to talk to some of the neighbours, not having a clue what they were on about.
I'd started necking some of the liqueurs in the living-room cupboard. They tasted rank. I spat the first mouthful into the bathroom sink and checked out my outfit. Not for the first time in this hoity-toity place. I felt cheap and nasty. Effy was right about that.
Effy had shut the door on the last guest, looking spaced out. Looking happy, come to think of it. As I was brushing my teeth I did a join-the-dots in my head. When I'd looked over at her earlier, she'd been standing with Aldo. He was unwrapping that present and her face was lit up. She was looking at the guy like he was all her Christmases come at once. I watched him embrace her when he saw what it was, and she nestled her face on his shoulder.
Then Anthea had come rushing in and everything kicked off. Effy just stood there hugging herself, completely useless. As Aldo and her mum got busy telling everyone they had to leave, Effy couldn't take her eyes off him.
Besotted.
I'd wiped my face and turned off the bathroom light. When I walked into the bedroom, Effy was lying star-shaped on the bed, staring up at the ceiling.
'All right?' I sat on the edge and yawned. 'Poor old girl,' I said. 'Florence.'
'Yeah,' said Effy. She shifted her legs over so that I could lie down. 'Shame, because I was beginning to enjoy myself.'
I made a face. 'Yeas, how inconvenient of her,' I said. 'To have a funny turn just when you were starting to have a good time.'
Effy looked sharply at me. 'Obviously I care about Flo,' she said defensively. 'I hope she's going to be OK.'
I pursed my lips. 'Course she will,' I said. 'She'd probably been at the sherry.' I paused. 'So, he liked his present, I take it. Aldo?'
'I think so,' she said, too casually.
'He's got a bit of a soft spot for you, I reckon.' I turned to face her, propping my face up on one elbow. 'What do you think?'
Effy didn't answer at first. She pulled the sheet out from under us and wrapped it partially around her. 'Maybe,' she said eventually. 'Who knows?' She switchrf the bedside light off. 'I'm knackered,' she said, sleepily. 'Try not to snore too loudly tonight.'
'Fucking cheek.' I slid down and turned the other way.
Something was going on. I just hadn't quite figured out what yet.
This morning Anthea was still at the hospital with Florence. She texted Effy to keep her updated. Said she'd be back as soon as the old girl was stable.
'Is Aldo with her d'you think?' I said innocently as we worked our way through a packet of chocolate pastries in the kitchen.
'How should I know?' snapped Effy. She lit a cigarette and opened her mum's guidebook.
We sat around the flat for hours. I suggested going out, but Effy kept saying she wanted to be here. In case Anthea came home early. 
Yeah. Right. 
Effy kept disappearing at ten-minute intervals. The fifth time she came back breathless into the flat, I confronted her in the hallway.
'Training for the marathon?' I asked.
Effy scowled as she pushed past me. 'No...just feel restless, that's all.'
'Well let's go out, then,' I said. 'I'm going fucking stir crazy in here.'
She shook her head. 'You go out if you want.'
I sighed and went back into the kitchen for another half-hour of headfuck Italian radio.
Aldo didn't appear. I figured he was busy tending to Florence too.
Effy was like a cooped-up Rottweiler. Snarling at me every time I opened my mouth. Time to leave. It wasn't working out and I kind of missed my own dysfunctional little family. 
Then finally, this afternoon, Anthea came home. Aldo was with her.
Effy was scrubbing out some pan that had not in actual fact been used. She was fucking weird. 
'Florence is out of danger,' sighed Anteah, sinking into one of the kitchen chairs. 'Poor lady. Her family's miles away.'
Effy didn't answer, just turned the tap to maximum velocity, deafening the rest of us.
Aldo crossed over to the sink and turned it off. 'Your mother is exhausted,' he told her, not unkindly. 'Please. She needs quite.'
Effy dropped the pan headlong into the soapy water, splattering him.
'She can fucking have it then,' she said, walking out and slamming the kitchen door.
The three of us looked at each other. Aldo rubbed Anthea's shoulder. 'She'll be fine,' he told her. 'She's upset about Florence.'
No she fucking isn't, you idiot, I thought. But I smiled at them.
'I'll go and make sure she's all right. Take her out somewhere,' I said, noticing the shared look of relief between them. 
So we ended up walking to another one of those squares and sitting on the steps for an hour. Funny, because I'd actually felt sorry for Effy then. I was on her side. 

But as I stared down into that murky water now, the couple is the gondola disappearing out of sight, I felt further away from her than ever.
Even though, in fact, we're just the fucking same. 
I got out my phone and texted my mum.
COMING BACK TOMORROW. LOVE YOU.
______________________________________

 

Katie

Wenecja nocą


Zostawiłam Effy w barze i szłam dalej. Nie miałam cholernego pojęcia dokąd zmierzałam. Chuj wie, przez ile tych mostów, niczym z domku dla lalek przeszłam, ale podeszłam do barierki jednego z nich i stałam, opierając się o nią i obserwując jakąś przytulającą się parę w gondoli. Koleś, który kierował łódką spojrzał do góry na mnie, kiedy podpłynął do mostu.
'Piękna,' wyszeptał do góry w gorące nocne powietrze.
Uśmiechnęłam się, przełykając łzy. Nie widziałeś mnie bez mojej maski, pomyślałam. Nie powiedziałbyś tak, gdybyś mnie zobaczył.
Co za kurewsko okropna noc.
Od czasu wielkiego dramatu na imprezie urodzinowej Aldo, kiedy starsza pani została wywieziona przez karetkę, a mama Effy kręciła się dookoła w panice, Effy pogrążyła się w sobie. Totalnie. Nigdy nie spędziłam z nią tyle czasu sam na sam, ale coś wam powiem: to było prawdziwe pierdolone objawienie.
Kiedy wszyscy poszli, cały szampan wyparował. Nie przejmowałam się tym. Trochę się nudziłam, próbując rozmawiać z sąsiadami, nie mając pojęcia o czym mówili.
Zaczęłam szukać jakiegoś likieru w kredensie w salonie. Smakował ohydnie. Wyplułam pierwszego łyka do umywalki w łazience i sprawdziłam ubranie. Nie po raz pierwszy w tym snobistycznym miejscu poczułam się tania i paskudna. Effy miała co do tego rację.
Effy zamknęła drzwi za ostatnim gościem, patrząc w przestrzeń. Wyglądała szczęśliwie, kiedy tak teraz o tym myślę. Kiedy myłam zęby, w głowie połączyłam ze sobą fakty. Kiedy patrzyłam na nią wcześniej, stała z Aldo. Rozpakowywał prezent, a jej twarz promieniała. Patrzyła na faceta jakby był jej wszystkimi prezentami świątecznymi w jednym. Obserwowałam jak ją objął, kiedy zobaczył co to było, a ona przycisnęła twarz do jego ramienia.
Potem Anthea weszła w pośpiechu i wszystko się skopało. Effy stała tam po prostu, przytulając samą siebie, kompletnie bezużyteczna. Kiedy Aldo i jej mama spieszyli się mówiąc wszystkim, że muszą wyjść, Effy nie mogła oderwać od niego oczu.
Ogłupiała.
Umyłam twarz i wyłączyłam światło w łazience. Kiedy weszłam do sypialni, Effy leżała na łóżku z ramionami i nogami rozłożonymi w kształcie gwiazdy, gapiąc się w sufit.
'W  porządku?' Usiadłam na skraju łóżka i ziewnęłam. 'Biedne stare dziewczę,' powiedziałam. 'Florence.'
'Taa,' odparła Effy. Podciągnęła nogi tak, że mogłam się położyć. 'Szkoda, bo właśnie zaczynałam się dobrze bawić.'
Zrobiłam minę. 'Tak, jak niewygodnie z jej strony,' powiedziałam. 'Przekręcić się dla zabawy właśnie wtedy, kiedy ty zaczynałaś się dobrze bawić.'
Effy spojrzała na mnie ostro. 'Oczywiście obchodzi mnie Flo,' powiedziała w obronie. 'Mam nadzieję, że będzie z nią OK.'
Zacisnęłam usta. 'Oczywiście, że będzie,' powiedziałam. 'Prawdopodobnie wypiła trochę sherry,' przerwałam. 'Więc, jak mniemam podobał mu się prezent. Aldo?'
'Tak mi się wydaje,' powiedziała, zbyt zwyczajnie.
'Powoli cię zauważa, tak sądzę.' Odwróciłam się do niej,opierając twarz o łokieć. 'Co o tym myślisz?'
Effy nie odpowiedziała od razu. Wyciągnęła spod nas pościel i owinęła ją częściowo wokół siebie. 'Może,' powiedziała w końcu. 'Kto wie?' Zgasiła lampkę przy łóżku. 'Jestem wykończona,' dodała śpiąco. 'Spróbuj dzisiaj za głośno nie chrapać.'
'Bezczelność, kurwa.' ześlizgnęłam się i odwróciłam w drugą stronę.
Coś było na rzeczy. Tylko jeszcze nie całkiem rozpracowałam co.
Tego ranka Antea była wciąż w szpitalu z Florence. Napisała do Effy SMS'a, żeby była na bieżąco. Powiedziała, że wróci jak tylko starsza pani będzie stabilna.
'Myślisz, że Aldo jest z nią?' powiedziałam niewinnie kiedy jadłyśmy czekoladowe ciastka w kuchni.
'Skąd mam wiedzieć?' Effy odpowiedziała opryskliwie. Zapaliła papierosa i otworzyła przewodnik swojej mamy.
Siedziałyśmy w mieszkaniu od kilku godzin. Zaproponowałam wyjście, ale Effy wciąż powtarzała, że chce być w domu. Na wypadek gdyby Anthea wróciła wcześniej.
Ta, jasne.
Effy co jakiś czas gdzieś znikała na dziesięć minut. Za piątym razem wróciła zziajana do mieszkania, a ja skonfrontowałam się z nią w przedpokoju.
'Trenujesz do maratonu?' zapytałam.
Effy spojrzała na mnie wilkiem, kiedy mnie mijała. 'Nie...po prostu jestem niespokojna, to wszystko.'
'Cóż, wyjdźmy gdzieś w takim razie,' powiedziałam. 'Zaraz tu kurwa zwariuje.'
Pokręciła głową. 'Idź jak chcesz.'
Westchnęłam i wróciłam do kuchni po kolejne pół godziny dostawania pierdolca przez włoskie radio.
Aldo się nie pojawił. Domyślałam się, że był również zajęty opiekowaniem się Florence.
Effy była jak ściśnięty Rottweiler. Warczała na mnie za każdym razem, kiedy otwierałam buzię. Czas, żeby wyjechać. To nie działało, a ja w pewnym sensie tęskniłam za moją własną dysfunkcyjną małą rodzinką.
Potem w końcu, tego popołudnia, Anthea wróciła do domu. Aldo był z nią.
Effy szorowała jakąś miskę, która właściwie nie była używana. Zachowywała się kurwa dziwnie.
'Florence już nic nie grozi,' westchnęła Anthea, słaniając się na jedno z krzeseł w kuchni. 'Biedna kobieta. Jej rodzina jest wiele mil stąd.'
Effy nie odpowiedziała, tylko odkręciła wodę tak mocno, że zagłuszała nas wszystkich.
Aldo podszedł do zlewu i zakręcił kurek. 'Twoja matka jest wyczerpana,' powiedział jej, ale nie niemiło. 'Proszę. Ona potrzebuje ciszy.'
Effy upuściła miskę wprost do zamydlonej wody, ochlapując go przy tym.
'No to może ją kurwa mieć,' powiedziała wychodząc i trzaskając drzwiami.
Nasza trójka spojrzała na siebie. Aldo potarł ramię Anthei. 'Będzie z nią dobrze,' powiedział jej. 'Martwi się o Florence.'
Nie, kurwa nie martwi się, ty idioto, pomyślałam. Ale uśmiechnęłam się do niego.
'Pójdę i upewnię się czy wszystko z nią w porządku. Zabiorę ją gdzieś,' powiedziałam, zauważając jak wymienili spojrzenia pełne ulgi.
Więc skończyłyśmy chodząc od skweru do skweru i siedząc na stopniach przez godzinę. Zabawne, ponieważ naprawdę było mi wtedy szkoda Effy. Byłam po jej stronie.

Ale kiedy spojrzałam w dół na tą mroczną wodę, znikającą parę w gondoli, poczułam się dalej od niej niż kiedykolwiek.
Nawet pomimo tego, że jesteśmy kurwa takie same.
Wyciągnęłam telefon i napisałam do mamy.
WRACAM JUTRO. KOCHAM WAS.

____________________________________________________________________________
Tak wam powiem, że policzyłam i do końca zostały 22 rozdziały, a do tej pory dodałam już 34 (chyba, że się pomyliłam w liczeniu - to też możliwe) :P Kto czeka na nowy sezon Skins? Najbliższy odcinek już w poniedziałek. :D

A poza tym nie wiem kiedy dodam kolejny rozdział, bo zaczyna się u mnie remont i z tej okazji przeprowadzę się chyba do babci, a tam nie mam dostępu do internetu, ale jakoś spróbuję dodać kolejny rozdział najszybciej jak będę mogła!


poniedziałek, 24 czerwca 2013

Effy.

Effy

Tuesday 18 August

Late afternoon in Venice


'Jesus, you want him so bad,' said Katie. She was looking at me with a kind of wonder. Like she was seeing someone different. Another me.
I lit a fag. 'Don't be ridiculous.'
'I'm not fucking blind.' She grabbed my cigarette and took a drag. Coughed melodramatically and handed it back. 'I've seen it before, remember?'
I gave her a blank look.
'Only that time, you made it just a bit more obvious by fucking him.' She hugged her knees. 'Freddie? While I was unconscious?'
I rubbed at my teeth, itchy from smoking and alcohol. 'I said I was sorry.'
'Only beacuse you didn't want him to think you were a bitch. Which he did, by the way.'
'Did he? Suppose I was.'
'The look on your face when you saw how Aldo's kids are with him...The same fucking evils you used to give me.'
I sniffed. 'Bet you loved that,' I said. 'That you had Freddie and I didn't.'
She nodded. 'Yeah. I did actually, while it lasted. You were so fucking superior. You could have your pick. They all wanted you.' She smiled. 'Until one of them didn't.'
Fucking hell, my eyes were watering. Pull yourself together you idiot, I thought.
'Effy always has to get what she wants.' Katie kicked at the step with her heel.
'Look, are you going to build a bridge and fucking get over that, or what?' I said, picking up the bottle of wine at my feet. I took a huge slug. Felt the rush of alcohol.
'I already have.' She fiddled with the strap on her sandal. 'I know when I'm beat.' She watched me as I took another moutful of wine. 'You want to give it a try. It's quite a relief actually.'
I didn't answer. I didn't have a cool comeback. I had nothing. I don't really know what it's like to be made a fool of. But when Freddie started shagging Katie...I was humiliated to say the least. Proper fucking show that was.
Katie Fitch. Desperate, needy Katie. I always thought that if those two adjectives were ever applied to me I really would kill myslef. But that's how I felt sitting in those steps with her. Needy and desperate. It's like that shit didn't stay behind after all. It got on a plane, morphed, and followed me, and it's fucking swallowed me up.
Hardly surprising that Katie had sussed it. I'd been waiting for Aldo to come over again, after his party at our place last night. Waiting, agitated. A cat on a hot tin roof. Going over and over what had happpened that day. Cringing when I thought about giving him that fucking book. Pathetic. So eager to please. I felt like a twitchy, paranoid mess. Kept making excuses to go downstairs, although he was never there.
And then when he had finally come half an hour ago, he'd been with her. All supportive and shit. Treated me like a fucking child. Well, I was acting like one.
I hated myslef.
'Anyway, Florence might be back from hospital now,' said Katie, totally changing the subject. 'Now she's better.'
Florence had been taken away in an ambulance after the party. A mild stroke, they said. Mum had been with her all night.
'Yeah, I'll go and see her,' I said. I took out another cigarette, my hand tembling as I lit it.
'Effy?' Katie craned round to look at me. 'You OK?'
'Fine,' I said, just as my phone beeped. Mum probably. I took it out of my bad ans clicked on my messages. Something flooded through me as I saw his name. Warmth? Cold? I don't know.
I swallowed and opened up the message. The first one for weeks.
DON'T BOTHER COMING BACK.
Shaking, I dropped my phone, and the tears were coming.
'Effy? Fucking hell.' Katie got up and danced around me, picking up the phone. 'What's going on? Who was that?'
She looked at the message still open on the screen. Looked back at me.
'Don't you fucking dare gloat,' I told her, wiping my nose with my sleeve.
There was silence as I kept my head down, level with Katie's cork sandals.
'I'm not gloating,' she said quietly. She moved to sit beside me on the step. I was still holding my cigarette, burnt down to its butt. She took it gently from me and stubbed it out on the ground. 'Stuff comes back and bites you on the arse,' I heard her say, although the blood was still pounding in my head. 'I suppose you're meant to learn from it, or some cliched bollocks like thaht.'
I looked up, expecting a patronising smile on her baby-doll face. But there was something different there. Pity.
And we can't have that.
I rubbed at my eyes, dryer now. And breathed out slowly. It was five o'clock. A bit early for an aperitif, but fuck it.
'I don't give a toss,' I said. 'He can go fuck himself. They all can.' I checked to see how much money I had. 'Come on,' I told her. 'We're going to get wasted.'
'OK,' said Katie, looking at me warily. 'If that's what you want.'
By nine o'clock I could hardly stand up, and Katie was leaning against the counter of this little bar we were in. It was heaving with people. A chiselled-looking guy in his early twenties was standing looking at me from the other side. He said something to the bloke he was with, and came over.
'Ciao,' he said showing all his teeth and ingoring Katie. Scruffy leather jacket and a thin T-shirt so you could see the muscles in his chest. He gestured at my glass, adding in good English, 'Can I buy you a drink?'
'Sure,' I said coolly. 'As many as you like.' Katie giggled. 'And one for my friend here, please.'
'Bossy,' he said, amused, looking me up and down. 'You are always so demanding?'
'You don't ask, you don't get.' I said airily, giving him my glass. 'Excuse us...We're just going outside for some additional sustenance.' He raised an eyebrow as I pushed Katie towards the door.
Outside, I clumsily rolled another slpiff under one of the tables. And older, well-dressed couple strolling past, arm in arm, looked disdainfully at me and what I was doing.
'Is there a problem?' I asked them loudly. The man shook his head, whispering something to his wife.
'Fuck off then,' I called after them. 'Tossers.'
'Effy,' Katie said, shocked. 'Watch it. You'll get us bloody arrested.'
I patted her arm. 'Effy knows what she's doing.'
Katie didn't exactly look reassured as I lit the spliff. 'I don't-'
But I inhaled as she spoke and had an immediate head rush and nausea. I could feel the sweat on the back of my neck. I held the joint away from me. 'Wow,' I said. 'I think I may be fucked.'
'You don't say,' said Katie, waving away the joint when I offered it to her. 'Let's go back inside.'
I dropped the spliff on the ground and followed her through the doors, where Chisel Face was waiting. He held up two glasses of celar liquid. I grabbed one of them, and sniffed it.
'I hope you haven't put Rohypnol in that,' I said rudely.
Katie looked apologetically at him. 'My name's Katie,' she said, demurely. 'And this is my friend Effy.'
The guy nodded, looking distinctly put off by both of us. No matter.
'Anyway, cheers then,' I said, clinking my glass against his bottle of beer. 'Laters.'
I gripped Katie's arm and led her through the door to the toliets. I had an urgent need to vomit.
As I emerged from the cubicle ten minutes later, Katie was waiting for me, leaning up against the Durex machine.
'Getting some supplies?' I slurred. 'Case you get lucky?'
'No.' Katie handed me a paper towel. 'Wipe your face. You've got sick all over it.'
I snatched it off her and looked in the mirro. My eye make-up had run in ugly  rivulets down my face, which was pale and blotchy from the vomiting. A bit of sick was stuck in my hair. I pawed at it with my hand.
'I'll take you home,' said Katie, coming towards me. 'Come on.'
I ignored her, wiping my face with the paper towel.
'Effy,' Katie persisted. She put her hand on my shoulder. 'It probably won't always be this shit.'
I turned and inclined my head, looked at her impassively for a second. 'Well, not for me it won't.'
I watched her expression turn from concerned to confused.
'See, I don't have to try, Katie. Not like you. You'll always have to try. Because...well, let's face it, you're not actually all that under your Widow Twanky make-up. And you're really not very bright. You're just...' I waved my hand around her face. 'So. Fucking. Pointless.' I stuck my bottom lip out at her, shrugged and chucked the towel into the bin.
Katie looked like I'd slapped her. 'You're really fucking out of it, Eff-'
'Oh, I'm not that out of it,' I hissed. 'Because you're just  as sad and cheap and desperate as you are when I'm sober.' I paused, smiled sweetly: 'Might as well fucking kill yourself now 'cause, belive me - and I'm saying this as a friend - no one's ever going to want you.'
Katie moved towards me, her face perfectly composed.
'Whatever makes you feel better, Effy.' She turned to go, but stopped. 'I know you can't fucking stand me seeing you chase after your little crush.' She raised her finger and pointed it at me. 'But most of all, you can't stand it that you might, in any way, shape or fucking form, have anything in common with me.' She dropped her hand and opened the door.
'I'll be gone tomorrow,' she said. 'First thing.'
___________________________


Effy

Wtorek 18 Sierpnia

Późne popołudnie w Wenecji


'Jezu, tak bardzo go pragniesz,' powiedziała Katie. Patrzyła na mnie z pewnego rodzaju zdziwieniem. Jakby widziała kogoś innego. Inną mnie.
Zapaliłam papierosa. 'Nie bądź śmieszna.'
'Nie jestem kurwa ślepa.' Chwyciła mojego papierosa i wzięła bucha. Kaszlnęła melodramatycznie i oddała mi go. 'Już to wcześniej widziałam, pamiętasz?'
Obdarzyłam ją zdezorientowanym spojrzeniem.
'Tylko tamtym razem uczyniłaś to bardziej oczywistym, pieprząc go.' Przytuliła swoje kolana. 'Freddiego? W chwili kiedy byłam nieprzytomna?'
Potarłam zęby, świerzbiące od palenia i alkoholu. 'Przeprosiłam.'
'Tylko dlatego, że nie chciałaś, żeby pomyślał, że byłaś suką. Co i tak zrobił, tak na marginesie.'
'Naprawdę? Przypuszczam, że byłam.'
'Wyraz twojej twarzy kiedy zobaczyłaś Aldo z dziećmi...tak samo kurwa zły, jak ten którym obdarzałaś kiedyś mnie.'
Pociągnęłam nosem. 'Założę się, że to uwielbiałaś,' powiedziałam. 'To, że miałaś Freddiego, a ja nie.'
Przytaknęła. 'Ta. Właściwie to tak, uwielbiałam, wtedy kiedy to trwało. Byłaś taka kurewsko wyniosła. Mogłaś wybierać. Oni wszyscy cię chcieli.' uśmiechnęła się. 'Dopóki jeden z nich przestał.'
Do diabła, moje oczy napełniały się łzami. Ogarnij się, ty idiotko, pomyślałam.
'Effy zawsze musi dostać to czego chce.' Katie kopnęła obcasem stopień.
'Słuchaj, zamierzasz się z tym pogodzić, czy co?' powiedziałam, podnosząc butelkę z winem. Wzięłam dużego łyka. Poczułam pęd alkoholu.
'Już to zrobiłam.' Bawiła się paskiem od sandała. 'Wiem kiedy jestem pokonana.' Patrzyła na mnie kiedy brałam kolejny łyk wina. 'Chcesz spróbować. To właściwie jakaś ulga.'
Nie odpowiedziałam. Nie miałam chłodnej odpowiedzi. Nic nie miałam. Nie wiem jak to jest kiedy ktoś robi cię w konia. Ale kiedy Freddie zaczął posuwać Katie...Byłam co najmniej upokorzona. To było niezłe pierdolone przedstawienie.
Katie Fitch. Zdesperowana, potrzebująca Katie. Zawsze myślałam, że gdyby te dwa przymiotnik kiedykolwiek określały mnie, to naprawdę bym się zabiła. Ale tak się czułam, siedząc na tych schodach razem z nią. W potrzebie i zdesperowana. To tak jakby to gówno nigdy cię nie opuściło. Wsiadłam do samolotu, odmieniona, ale to za mną podążyło i mnie kurwa połknęło.
Średnio mnie zdziwiło, to że Katie to rozpracowała. Czekałam  aż Aldo znów wpadnie, po jego imprezie u nas ostatniego wieczoru.Czekałam poruszona. Jak kotka na rozgrzanym dachu. Przerabiając cały czas to, co stało się tamtego dnia. Wzdrygałam się, kiedy myślałam o tym jak dałam mu tę pierdoloną książkę. Żałosne. Byłam taka żarliwa, żeby go zadowolić. Czułam się jak jakiś trzęsący się, obsesyjny bałagan. Ciągle wymyślałam powody, żeby zejść na dół, mimo tego, że nigdy go tam nie było.
I w końcu kiedy przyszedł pół godziny temu, był z nią. Wspierający i tego typu gówna. Traktował mnie jak jebane dziecko. Cóż, zachowywałam się tak.
Nienawidziłam siebie.
'W każdym razie, Florence może teraz wyjść ze szpitala,' powiedziała Katie, zupełnie zmieniając temat. 'Teraz ma się lepiej.'
Florence została zabrana przez karetkę po imprezie. Lekki wylew, tak powiedzieli. Mama była z nią przez całą noc.
'Taa, pójdę i się z nią zobaczę,' powiedziałam. Wyjęłam kolejnego papierosa, a moja ręka trzęsła się kiedy go zapalałam.
'Effy?' Katie odwróciła głowę, żeby na mnie spojrzeć. 'Wszystko ok?'
 'W porządku,' powiedziałam, akurat kiedy odezwał się mój telefon. Prawdopodobnie mama. Wyjęłam go z torebki i kliknęłam na wiadomości. Coś przeze mnie przeszło kiedy zobaczyłam jego imię. Ciepło? Zimno? Nie wiem.
Przełknęłam ślinę i otworzyłam wiadomość. Pierwszą od tygodni.
NIE ZAWRACAJ SOBIE GŁOWY POWROTEM.
Trzęsąc się, upuściłam telefon i nadeszły łzy.
'Effy? Do diabła.' Katie wstała i przeszła obok mnie tanecznym krokiem, podnosząc mój telefon. 'Co się dzieje? Kto to był?'
Spojrzała na wciąż otwartą wiadomość. Potem znów na mnie.
'Nie waż się kurwa napawać tym widokiem,' powiedziałam jej, wycierając nos rękawem.
Panowała cisza, kiedy trzymałam moją głowę spuszczoną w dół, na poziomie sandałów Katie.
'Nie napawam się,' powiedziała cicho. Ruszyła się, żeby siąść obok mnie na stopniu. Wciąż trzymałam papierosa, wypalonego aż do filtra. Zabrała go delikatnie ode mnie i zgasiła o ziemię. 'Rzeczy wracają do ciebie i gryzą cię w dupę,' usłyszałam, mimo, że krew wciąż pulsowała w mojej głowie. 'Przypuszczam, że nauczysz się czegoś z tego, albo z innej bzdurnej frazy jak to.'
Podniosłam wzrok oczekując pobłażliwego uśmiechu na jej dziecięcej twarzy. Ale było na niej coś innego. Litość.
A o tym nie mam mowy.
Przetarłam oczy, teraz bardziej suche. I powoli odetchnęłam. Była piąta. Trochę za wcześnie na aperitif*, ale jebać to.
'Mam to w dupie,' powiedziała. 'On może pójść się pierdolić. Oni wszyscy mogą.' Sprawdziłam ile miałam pieniędzy. 'Chodź,' powiedziałam jej. 'Idziemy się najebać.'
'Ok,' odparła Katie, patrząc na mnie uważnie. 'Jeśli tego chcesz.'
O dziewiątej ledwo trzymałam się na nogach, a Katie opierała się o kasę w tym małym barze, w którym byłyśmy. Był wypełniony ludźmi. Wyglądający na wyrzeźbionego chłopak, mający około dwudziestu lat, stał patrząc na mnie z drugiego końca. Powiedział coś do kolesia z którym był i podszedł.
'Ciao,' powiedział ukazując przy tym wszystkie swoje zęby i ignorując Katie.
Niechlujna skórzana kurtka i cienki T-shirt, żeby można było zobaczyć mięśnie na jego klatce piersiowej. Wskazał na moją szklankę i dodał w dobrym angielskim, 'Mogę kupić ci drinka?'
'Jasne,' powiedziałam chłodno. 'Tak dużo jak ci się podoba.' Katie zachichotała. 'I jeden dla mojej przyjaciółki, proszę.'
'Despotyczna,' powiedział rozbawiony, lustrując mnie od góry do dołu. 'Zawsze jesteś taka wymagająca?'
'Nie pytasz, nie dostajesz.' odparłam beztrosko, dając mu swoją szklankę. 'Wybaczcie nam...idziemy tylko na zewnątrz po trochę dodatkowego wsparcia.' Koleś uniósł brew, kiedy popchnęłam Katie w kierunku drzwi.
Na zewnątrz, niezdarnie skręciłam kolejnego skręta pod jednym ze stołów. Jakaś starsza, dobrze ubrana para spacerująca ramię w ramię spojrzała na mnie pogardliwie, kiedy to robiłam.
'Jest jakiś problem?' zapytałam ich głośno. Mężczyzna pokręcił głową, szepcząc coś do swojej żony.
'W takie razie się odpierdolcie,' zawołałam za nimi. 'Głupki.'
'Effy,' powiedziała zszokowana Katie. 'Uważaj. Przez ciebie nas cholera zaaresztują.'
Poklepałam ją po ramieniu.'Effy wie co robi.'
Katie nie wyglądała na zupełnie przekonaną, kiedy zapaliłam skręta. 'Ja nie-'
Ale zaciągnęłam się w momencie, którym mówiła i dostałam bólu głowy i mdłości. Poczułam pot na karku. Odsunęłam jointa daleko od siebie. 'Wow,' powiedziałam. 'Wydaje mi się, że mogę być najebana.'
'Co ty nie powiesz,' powiedziała Katie, machając przecząco rękami, kiedy zaoferowałam jej jointa. 'Wracajmy do środka.'
Upuściłam skręta na ziemię i podążyłam za nią przez drzwi, gdzie czekała Wyrzeźbiona Twarz. Trzymał dwa kieliszki czystego płynu. Chwyciłam jeden z nich i powąchałam. 
'Mam nadzieję, że nie wrzuciłeś do tego Rohypnolu,' powiedziałam niegrzecznie. 
Katie spojrzała na niego przepraszająco. 'Mam na imię Katie,' powiedziała skromnie. 'A to moja przyjaciółka Effy.'
Koleś pokiwał głową, wyglądając na wyraźnie zniechęconego przez nas obie. To bez znaczenia.
'W każdym razie dzięki,' powiedziałam stukając moim kieliszkiem o jego butelkę piwa. 'Na razie.'
Chwyciłam Katie za rękę i poprowadziłam przez drzwi do toalety. Miałam natychmiastową potrzebę, żeby zwymiotować. 
Kiedy dziesięć minut później wyłoniłam się z kabiny, Katie czekała na mnie oparta o maszynę Durexa. 
'Zaopatrzasz się?' wybełkotałam. 'Na wypadek gdyby ci się poszczęściło?'
'Nie.' Katie podała mi papierowy ręcznik. 'Wytrzyj sobie twarz. Jesteś cała zarzygana.'
Wyrwałam to od niej i spojrzałam w lustro. Makijaż z moich oczu spłynął nieładnymi strumieniami po mojej twarzy, która była blada i cała w plamach od wymiotowania. Trochę rzygów zostało mi na włosach. Strzepnęłam je ręką.
'Zabiorę cię do domu,' powiedziała Katie zbliżając się do mnie. 'Chodź.'
Zignorowałam ją, wycierając twarz papierowym ręcznikiem. 
'Effy,' Katie nalegała. Położyła rękę na moim ramieniu. 'Prawdopodobnie nie zawsze będzie tak gównianie.'
Odwróciłam się i odchyliłam głowę, patrzyłam na nią obojętnie przez kilka sekund. 'Cóż, dla mnie nie będzie.'
Patrzyłam na jej emocje zmieniające się z zaniepokojenia do zdezorientowania. 
'Widzisz, ja nie muszę się starać, Katie. Nie jak ty. Ty zawsze musisz się starać. Ponieważ...cóż, spójrzmy prawdzie w oczy, nie jesteś zupełnie taka pod tym makijażem wdowy Twankey. I naprawdę nie jesteś zbyt bystra. Jesteś po prostu...' Zamachałam rękami wokół jej twarzy. 'Taka. Kurewsko. Beznadziejna.' Wydęłam do niej dolną wargę; wzruszyłam ramionami i wrzuciłam papier do śmietnika. 
Katie wyglądała jakbym ją spoliczkowała. 'Naprawdę nie masz o tym kurwa pojęcia, Eff-'
'Oh, mam o tym pojęcie,' syknęłam. 'Ponieważ jesteś tak samo smutna, tania i zdesperowana jak jesteś wtedy, kiedy ja jestem trzeźwa.' Przerwałam i uśmiechnęłam się słodko: 'Możesz równie dobrze się kurwa teraz zabić, bo, uwierz mi - i mówię to jako przyjaciółka - nikt nigdy nie będzie cię chciał.'
Katie zbliżyła się do mnie, jej twarz była idealnie spokojna. 'Cokolwiek sprawia, że poczujesz się lepiej, Effy.' Odwróciła się, żeby odejść, ale jednak zatrzymała się. 'Wiem, że nie możesz znieść tego, że widzę jak uganiasz się za swoim małym zauroczeniem.' Podniosła palec i wskazała nim na mnie. 'Ale najbardziej nie możesz znieść tego, że możesz w jakikolwiek sposób mieć coś wspólnego ze mną.' Opuściła dłoń i otworzyła drzwi. 
'Zniknę jutro,' powiedziała. 'Pierwszym pociągiem.'
____________________________________________
*Aperitif - alkohol podawany przed posiłkiem do pobudzenia apetytu.



środa, 12 czerwca 2013

....

Przepraszam wszystkich za ponad miesięczną przerwę. Byłam tak zabiegana, że naprawdę nie byłam nawet w stanie myśleć o dodawaniu rozdziałów. Ale teraz się to zmieni i mam zamiar wszystko nadrobić :D Przepisuję teraz kolejny rozdział (który jest o Effy) i planuję go przetłumaczyć i dodać do końca tygodnia. :) Mam nadzieję, że bardzo się na mnie nie gniewacie! :)

piątek, 10 maja 2013

JJ.

JJ

Two minutes later

'Right,' said Cook, recovering his spirits away as we made our way down the road. 'Onwards and upwards, boys.'
I was about to make a tentative equiry as to what had gone wrong, when someone thudded to the ground behind me. I spun round to see Cook's head snapping back, blood pouring from his nose. Freddie stood over him, panting.
'This,' he said, 'is over. We. Are. Over.' He crouched down and pulled Cook up by his T-shirt. 'You've fucking humiliated us all. Again. But for the last time, you get me? The last fucking time.'
'Listen Fred.' Cook was struggling to get his breath. He wiped the blood off his face with his sleeve. 'It's a minor fucking setback for the musketeers, that's all.'
'Fuck the musketeers,' sneered Freddie. 'I don't want to know.' He stood up and kicked viciously at a stone. 'You're ill. You need help, mate.' He turned to walk away in the other direction.
I stood helplessly in the face of the impending apocalypse. As I predicted, Cook was not happy with leaving it there. He got his feet and charged at Freddie, shoving him hard with both hands. 'It wasn't my fucking fault, you silly twat. She was a psycho.'
Freddie turned round and shoved Cook back. 'No, she was a normal human being driven to unnatural acts by your extreme fucking cuntishness.' He pushed him twice to emphasise the latter two words. 'You're a menace to society.' He paused. 'You're never going to have her, you know. She's never going to choose you.'
Somehow I didn't think he was referring to Polly. I felt the blood rushing to my head. Any second now-
And then they were on the floor, grabbing each other, punching, arms flailing. No longer discernible as human beings. They were Fight. An angry jagged mass of dust and hair and violence.
I could feelt it building inside me, like when Bruce Banner becomes the Incredible Hulk only it wasn't green skin and limitless strength I was heading towards. I jittered around the fight, whimpering, 'No no no no no no no no,' and then the tears came and my voice got louder and louder until I was raw. 'FUCKING STOP IT FUCKING STOP IT NOW FUCKING STOP IT STOP IT STOP IT STOP IT FUCK FUCK STOP IT NOW PLEASE FUCKING STOP IT STOP IT STOP IT.'
Then I realised that someone was holding me. I opened my eyes and saw bobby grey cotton. Cook's T-shirt. His hand was on the back of my head, holding me to his chest. He was talking to me. 'JJ, it's OK. Come on, mate, we've stopped. Everything's fine, I promise. You're OK.' I felt him kiss the top of my head. They'd stopped fighting. All the tension left my body and I sank to the pavement.
'C'mon Jay, it's OK. Please stop crying,' said Freddie, holding on to the top of my arms.
I took my hankie out of my sleeve and wpied my face.
Cook held me in a grip of iron. 'I love you, Jaykins. You're my family, yeah?' He turned to Freddie. 'You too, man. She's not going to change that.'
Freddie appeared unmoved. He started picking at his trainers. 'But she has.' He looked at the two of us, clinging to each other like a pair of bruised lovers. 'She did that months ago.'
'Ah, fuck her. She's gone.' Cook finally let go of me, to the relief of my aching limbs. He looked plaintively at Freddie. 'But you, me and JJ. We're still tight, man. We've got each other. Yeah?'
Freddie shrugged. 'Dunno any more. It's not that simple, mate.' He ran a hand through his hair. 'It's just not that fucking simple.'
_________________________


JJ

Dwie minuty później


'Dobra,' powiedział Cook, będąc w lepszym nastroju, kiedy szliśmy w dół ulicy. 'Raz na wozie, raz pod wozem chłopaki.'
Miałem zamiar przeprowadzić wstępne śledztwo na temat tego co poszło nie tak, kiedy ktoś walnął o ziemię zaraz za mną. Odwróciłem się, żeby zobaczyć odchylającą się głowę Cooka i krew lecącą z jego nosa. Freddie stał nad nim dysząc. 
'To,' powiedział, 'jest koniec. Z. Nami. Koniec.' kucnął i podciągnął Cooka za jego T-shirt. 'Wszystkich nas kurwa upokorzyłeś. Znowu. Ale po raz ostatni, rozumiesz mnie? Po raz kurwa ostatni.'
'Posłuchaj Fred.' Cook z trudem łapał oddech. Otarł rękawem krew z twarzy. 'To kurwa niewielkie niepowodzenie dla trzech muszkieterów i tyle.'
'Jebać muszkieterów,' zadrwił Freddie. 'Nie chcę nic wiedzieć.' Wstał i wściekle kopnął kamyk. 'Jesteś chory. Potrzebujesz pomocy, stary.' Odwrócił się, żeby odejść w przeciwnym kierunku. 
Stałem bezradnie twarzą w twarz ze zbliżającą się apokalipsą. 
Jak przewidywałem, Cook nie był zadowolony z takiego obrotu spraw. Wstał i rzucił się na Freddiego, popychając go mocno obiema rękami. 'To nie była moja jebana wina, ty głupi dupku. Ona była psychiczna.'
Freddie odwrócił się i także popchnął Cooka. 'Nie, była normalnym człowiekiem, skłanianym do nienaturalnych zachowań przez twoją ekstremalną cipowatość.' popchnął go dwukrotnie, żeby podkreślić ostatnie dwa wyrazy. 'Jesteś zagrożeniem dla społeczeństwa.' przerwał. 'Nigdy nie będziesz jej miał, wiesz. Ona nigdy cię nie wybierze.'
Jakoś nie sądziłem, żeby chodziło im o Polly. Poczułem krew pędzącą do mojej głowy. Tylko nie teraz-
I wtedy oni byli na ziemi, rzucając się na siebie, waląc, machając rękami. Nie byli już do odróżnienia. Byli Bójką. Wściekłą postrzępioną masą kurzu, włosów i przemocy. 
Czułem jak to we mnie rosło, jak wtedy kiedy Bruce Banner staje się Niesamowitym Hulkiem, tylko, że nie miałem zielonej skóry ani nieograniczonej siły. Skakałem wokół bójki skomląc, 'Nie nie nie nie nie nie nie nie,' i wtedy nadeszły łzy a mój głos stawał się głośniejszy i głośniejszy dopóki nie zacząłem drzeć się i krzyczeć tak mocno, że po wszystkim miałem zdarte gardło. 'KURWA PRZESTAŃCIE KURWA PRZESTAŃCIE JUŻ KURWA PRZESTAŃCIE PRZESTAŃCIE PRZESTAŃCIE PRZESTAŃCIE KURWA KURWA PRZESTAŃCIE TERAZ PROSZĘ KURWA PRZESTAŃCIE PRZESTAŃCIE PRZESTAŃCIE.' 
Nagle uświadomiłem sobie, że ktoś mnie przytulał. Otworzyłem oczy i ujrzałem szarą bawełnę. T-shirt Cooka. Jego dłonie były na tyle mojej głowy, przyciskając mnie przy tym do jego klatki piersiowej. Mówił do mnie. 'JJ, już OK. No dalej, stary, przestaliśmy. Wszystko w porządku, obiecuję. Wszystko jest OK.' Poczułem jak całuje mnie w czubek głowy. Przestali się bić. Całe napięcie opuściło moje ciało i opadłem na chodnik. 
'No dalej Jay, już OK. Proszę, przestań płakać,' powiedział Freddie, przytulając się do moich ramion. 
Wyjąłem chusteczkę z rękawa i wytarłem nią twarz. 
Cook trzymał mnie w żelaznym uścisku. 'Kocham Cię, Jaykins. Jesteś moją rodziną, tak?' odwrócił się do Freddiego. 'Ty też stary. Ona tego nie zmieni.'
Freddie nie wyglądał na wzruszonego. Zaczął skubać swoje buty. 'Ale już to zrobiła.' Spojrzał na naszą dwójkę, przylegającą do siebie jak para potłuczonych kochanków. 'Zrobiła to kilka miesięcy temu.'
'Ah, jebać ją. Ona zniknęła,' Cook w końcu puścił mnie, ku uldze moich bolących kończyn. Spojrzał żałośnie na Freddiego. 'Ale ty, ja i JJ. Wciąż trzymamy się razem, stary. Mamy siebie nawzajem. Tak?'
Freddie wzruszył ramionami. 'Już sam nie wiem. To nie takie proste, stary.' Zmierzwił dłonią włosy. 'To nie jest takie kurwa proste.'



wtorek, 7 maja 2013

Freddie.

Freddie

Outside Polly's house 


'Nice house,' said JJ, as the three of us stood outside the front door of Polly's place. 'Big.'
I rolled my eyes at him. Cook was in front, chest pushed out, one hand holding a bottle of Jack Daniels. I started to feel sick.
Cook turned and winked at me as we waited for the door to open. 'Bet she's got a mirror above her bed, right Freds? We can watch it all as it happens.'
Thanks for that visual, you cunt.
After a good thirty seconds Polly let us in. She was pretty, in a posh kind of way. Long blonde hair, tanned skin, massive bit of bling round her neck.
'Cookie, babe!' she said, kissing a space about an ich from his face.
'All right darling?' Cook replied. 'Freddie. JJ,' he said, pointing to each other of us in turn.
'Hi guys!' said Polly. 'Come in, I've made cocktails.'
As she walked away Cook leaned in to us and whispered, 'Not the sharpest tool in the box, but she goes like a fucking train.'
Polly showed us into what she called the den, where everything was white. Massive white sofas, white flowers, even white telly.
'This must be a bugger to keep clean,' said JJ.
'Staff, GayJay,' said Cook. 'These people won't have cleaned anything in their whole fucking life.'
'Right, and you have?' I said.
'That's different. Squalor is my loyal friend,' he replied.
We sat in silence for a couple of minutes, Cook trying to get the TV to work, JJ looking at his hands and me wishing I was anywhere but here, about to do this.
'Here we are!' said Polly, carrying a tray with four cocktail glasses and a chrome shaker. 'Who's for Sex on the Beach?'
JJ looked worried. 'Not for me, thanks.'
'You do know it's a drink, Jay?' said Cook.
Polly laughed. 'Cookie, you're so funny!'
Yes. He's a fucking scream. 
We sat holding out stupid pink drinks making small talk for like fifteen minutes, until Cook drained his glass and said, 'Right Poll. No offence but let's cut the crap. We all know why we're here. So if you could lead the way...?'
Polly put her own glass down, suddenly serious. 'Yah, absolutely.'
We followed her out of the room, Cook chucking JJ the telly remote on the way. 'Here, find the porn channels. Have some fun of your own.'
Polly's bedroom was a nightmare in pink, with posters of boy bands on the walls and soft toys all over the bed. As if reading my mind she said, 'Sorry about all this. It's going to be decorated when my parents get back from India. They're bringing back some fucking amazing wallpaper made from native grasses. You have to water it and everything.'
'Fascinating,' said Cook. 'So anyway, let's get naked, yeah?'
He pushed her back on the bed and started kissing her and pulling her clothes off. As I stood and watched her bra flying across the room, I realised I had no idea how threesomes worked. Like, would Cook have a go, then me? Or was it a dual effort? One of us at one end, the other at the other, sort of thing. I hoped Polly would take the lead a bit, 'cause Cook wasn't going to give me a look-in. All he cared about, apart from getting laid, was Polly voting him the best so he'd win his fucking game. 
By now they were both naked and Polly was sucking him off. This wasn't right. This was just so fucking wrong. I was kind of mesmerised though; in fact I couldn't move. 
Polly took her mouth away from his cock. 
'Well don't fucking stop,' said Cook. 
'Freddie's turn,' said Polly, pulling me over to the bed and undoing my jeans. 'Let's see what we have here, then,' she said. 
Not a lot as it transpired. 
I tried to maintain some dignity by saying nothing and kissing Polly instead.. I reached down inside her knickers to stroke her, but my cock was not playing. Not even stirring. Probably beacuse I didn't fancy her, and because Cook was craning his head to watch the work in progress.
'Fuck off,' I hissed at him over Polly's head.
He grinned, delighted.
Polly tapped me on the shoulder. 'Can I make a suggestion?'
I looked up. Cook raised an eyebrow.
She curled her knees under her, pursed her lips and looked at each of us from a moment.
'Kiss. Each other.'
That wiped the smile off Cook's face. It'd have done the same to me, execept I wasn't smiling in the first place. 
'No babe, no way. I'm not kissing him,' said Cook. 
'Fair enough. Freddie wins, then.'
I turned to Cook. 'You told her about the game?'
He shrugged. 'Thought it would spice things up.' And then, turning to Polly, 'I said, didn't I? We fuck you, you tell us who's best. End of story.'
'No,' said Polly. 'All you said was that I have to tell you who, in my opinion, gets me off. ' She smiled a sugar smile. 'And I'll decide that, by watching you two do it to each other. Got it?'
Cook laughed. 'Very funny, Poll. Lovin' your work. Now just lie down like a good girl and let me lick you till you scream. Believe me, it won't take long.'
Polly shook her head. 'You're unbelievable. These are my terms: you and Freddie. The whole hog...' She leaned forward. 'Which means,' she said to Cook. 'Your cock up his arse.' She smiled at me. 'Or vice versa.' She sat watching the two of us. 'Up to you.'
'Sorry, it's just not going to happen,' I said. 'This is fucking bullshit.' I turned to Cook. 'You win.'
'Nah. Nah. This is not the plan,' said Cook, looking distressed. 'Come on, Polls. Play the game.'
She laughed nastily. 'Play your game you mean? Piss off.' She didn't sound quite so posh now. 
'You've got a fucking nerve,' Polly went on, pulling a T-shirt over her tits. She stabbed Cook in the chest with her finger. 'You shag me, steal my knickers so I have to go commando in PVC trousers, which by the way led to a fucking bout of thrush, then you call me and tell me you want a threesome just so you can win some juvenile little bet with your mate?' She picked up her jeans and put them on. 'And by the way, you're not that good.' She rocked her hand from side to side. 'You're so-so.' She stared at him. 'Didn't think I'd notice did you? Seeing as I'm not the ''sharpest tool in the box''.'
Cook started putting his clothes on. I stood awkwardly by her bedroom door. 
Polly picked up his jacket and threw it at him. 'Close the door on your way out,' she said coolly. 'Twat.'
JJ was watching Wife Swap and flicking through The Economist but looked up when he heard us come in. 'That was quick,' he said. 
'Shut up, Jay, we're going,' said Cook.
'But-'
'Just Shut. The fuck. Up,' screamed Cook. 
JJ turned off the TV and followed us out of the front door.
'It's all right, JJ,' I whispered, tousling his hair. 'The game is over now.'
______________________________


Freddie

Przed domem Polly


'Ładny dom,' powiedział JJ, kiedy staliśmy we troje przed domem Polly. 'Duży.'
Przewróciłem na niego oczami. Cook był na przodzie, pierś wypięta, w jednej ręce trzymał butelkę Jacka Danielsa. Zaczynało mi się robić niedobrze. 
Cook odwrócił się i mrugnął do mnie, kiedy czekaliśmy aż drzwi się otworzą. 'Założę się, że ma lustro nad łóżkiem, co nie Freds? Będziemy mogli wszystko widzieć.'
Dzięki za tę wizję, ty pizdo.
Po dobrych trzydziestu sekundach Polly nas wpuściła. Była ładna w elegancki sposób. Długie blond włosy, opalona skóra, masywny świecący łańcuszek na szyi.
'Cookie, skarbie!' powiedziała, całując przestrzeń jakiś cal od jego twarzy.
'W porządku kochanie?' odpowiedział Cook. 'Freddie. JJ,' powiedział wskazując po kolei na każdego z nas.
'Cześć chłopaki!' powiedziała Polly. 'Wchodźcie, przygotowałam koktajle.'
Kiedy odeszła, Cook pochylił się do nas i wyszeptał, 'Nie jest najinteligentniejsza, ale za to szybka jak pociąg.'
Polly zaprowadziła nas do pomieszczenia, które nazwała norą, gdzie wszystko było białe. Masywne białe sofy, białe kwiaty, nawet biały telewizor.
'Muszą mieć sprzątaczkę, żeby utrzymać porządek,' powiedział JJ.
'Personel, GejJay,' odparł Cook. 'Ci ludzie nigdy niczego nie posprzątają w całym swoim pierdolonym życiu.'
'Dobra, a ty coś kiedyś posprzątałeś?' powiedziałem.
'To co innego. Brud to  mój lojalny przyjaciel,' odpowiedział.
Siedzieliśmy w ciszy przez kilka minut, Cook próbował włączyć telewizor, JJ patrzył na swoje dłonie, a ja marzyłem, żeby być gdziekolwiek indziej.
'No i proszę!' powiedziała Polly, niosąc tacę z czterema koktajlami i chrome shakerem. 'Kto ma ochotę na Seks na Plaży?'
JJ spojrzał ze zmartwieniem. 'Ja nie, dzięki.'
'Wiesz, że to drink, Jay?' powiedział Cook.
Polly roześmiała się. 'Cookie, jesteś taki zabawny!'
Tak. Jest kurewsko zabawnym człowiekiem.
Siedzieliśmy trzymając nasze głupie różowe drinki i gadaliśmy bez sensu przez piętnaście minut, dopóki Cook nie opróżnił swojego kieliszka i nie powiedział, 'Dobra Poll. Bez obrazy ale skończmy z tymi głupotami. Wszyscy wiemy po co tu jesteśmy. Więc gdybyś mogła wskazać drogę...?'
Polly odstawiła swój kieliszek i nagle spoważniała. 'Tak, absolutnie.'
Wyszliśmy za nią z pokoju, a Cook rzucił JJ'owi pilot od telewizora. 'Masz, znajdź porno kanał. Pobaw się sam.'
Sypialnia Polly była koszmarna, cała różowa z plakatami boybandów na ścianach i pluszakami na łóżku. Jakby czytając w moich myślach powiedziała, 'Przepraszam za to wszystko. Będzie remont kiedy moi rodzice wrócą z Indii. Przywiozą ze sobą trochę kurewsko wspaniałej tapety zrobionej z naturalnych traw. Trzeba to podlewać i w ogóle.'
'Fascynujące,' odparł Cook. 'Więc w każdym razie, rozbierajmy się, co?'
Popchnął ją na łóżko, zaczął ją całować i ściągać z niej ciuchy. Kiedy stałem i patrzyłem jak jej stanik lata po pokoju, zdałem sobie sprawę, że nie mam pojęcia jak działa trójkącik. Na przykład najpierw Cook, potem ja? Czy był to podwójny wysiłek? Jeden z nas na jednym końcu, drugi na drugim, tego typu rzeczy. Miałem nadzieję, że Polly tym pokieruje, ponieważ Cook nie zamierzał pozwolić mi zerkać. Wszystko na czym mu zależało, oprócz poruchania, było to, żeby Polly na niego głosowała jako najlepszego, żeby mógł wygrać swoją jebaną grę.
Póki co byli oboje nago, a Polly robiła mu loda. To nie było w porządku. To było po prostu kurewsko złe. Jednak byłem w jakimś sensie zauroczony: w zasadzie nie mogłem się ruszyć.
Polly wyjęła z ust jego kutasa.
'No kurwa nie przestawaj,' powiedział Cook.
'Kolej Freddiego,' odparła Polly, popychając mnie na łóżko i rozpinając moje dżinsy. 'Zobaczmy co tutaj mamy,' powiedziała.
Nie za dużo jak się okazało.
Próbowałem zachować trochę godności nic nie mówiąc i zamiast tego całując Polly. Wsadziłem rękę w jej majtki, ale mój kutas nie chciał działać. Nie byłem nawet podniecony.
Prawdopodobnie dlatego, że ona mi się nie podobała i dlatego, że Cook wyciągał szyję, żeby zobaczyć jak idzie.
'Spierdalaj,' syknąłem na niego nad głową Polly.
Uśmiechnął się szeroko zachwycony.
Polly poklepała mnie po ramieniu. 'Czy mogę coś zasugerować?'
Spojrzałem na nią. Cook uniósł brew ku górze.
Podciągnęła kolana, zacisnęła usta i spojrzała na każdego z nas.
'Pocałujcie się.'
To zmyło uśmieszek z twarzy Cooka. Z mojej też by zmyło, tylko, że ja się wcześniej nie uśmiechałem.
'Nie skarbie, nie ma mowy. Nie pocałuję go,' powiedział Cook.
'W porządku. Freddie wygrywa w takim razie.'
Odwróciłem się do Cooka. 'Powiedziałeś jej o grze?'
Wzruszył ramionami. 'Pomyślałem, że to doda trochę pikanterii.' a potem odwracając się do Polly, 'Powiedziałem, prawda? Pieprzymy cię, ty mówisz kto jest najlepszy. Koniec historii.'
'Nie,' powiedziała Polly. 'Powiedziałeś, że mam wam powiedzieć, kto w mojej opinii mnie podnieca.' Uśmiechnęła się słodko. 'I zadecyduję obserwując jak to robicie. Jasne?'
Cook zaśmiał się. 'Bardzo zabawne, Poll. Świetny dowcip. A teraz po prostu połóż się jak grzeczna dziewczyna i pozwól mi się wylizać tak, że aż zaczniesz krzyczeć. Uwierz mi, nie potrwa to długo.'
Polly pokręciła głową. 'Jesteś niewiarygodny. Takie są moje warunki: ty i Freddie. Całkowita blokada...' pochyliła się do przodu. 'Co oznacza,' zwróciła się do Cooka. 'Twojego kutasa w jego dupie.' Uśmiechnęła się do mnie. 'Albo odwrotnie.' Usiadła obserwując nas obu. 'Zależy od was.'
'Przykro mi, to się po prostu nie stanie,' powiedziałem. 'To jakieś pierdolone bzdury.' odwróciłem się do Cooka. 'Wygrywasz.'
'Nie. Nie. Nie taki jest plan,' powiedział Cook, wyglądając na zdenerwowanego. 'No dalej, Polls. Zagraj w grę.'
Zaśmiała się złośliwie. 'Zagrać w twoją grę, masz na myśli? Odwal się.'
Nie brzmiała już tak elegancko.
'Masz kurwa czelność,' Polly narzuciła T-shirt na cycki. Dźgnęła Cooka palcem w klatkę piersiową. 'Pieprzysz mnie, kradniesz moje majtki, przez co muszę iść w samych syntetycznych legginsach, co tak na marginesie prowadzi do pleśniawki waginy, potem do mnie dzwonisz i mówisz, że zachciało ci się trójkącika, bo chcesz po prostu wygrać jakiś dziecinny zakład z kumplem?' Podniosła swoje dżinsy i założyła je. 'A tak poza tym, nie jesteś taki dobry.' machała rękami z jednej strony na drugą. 'Jesteś taki sobie.' Gapiła się na niego. 'Nie myślałeś, że to zauważę, co? Zważając na fakt, że ''nie jestem najinteligentniejsza''.'
Cook zaczął się ubierać. Ja stałem niezręcznie obok drzwi do jej sypialni.
Polly podniosła jego kurtkę i rzuciła nią w niego. 'Zamknij drzwi jak będziesz wychodził,' powiedziała chłodno. 'Dupek.'
JJ oglądał Zamieńmy się żonami i przeglądał Ekonomistę, ale spojrzał do góry kiedy usłyszał, że wchodzimy. 'Szybko poszło,' powiedział.
'Zamknij się, Jay, idziemy,' powiedział Cook.
'Ale-'
'Po prostu. Zamknij. Się. Kurwa.,' krzyknął Cook.
JJ wyłączył telewizor i podążył za nami do drzwi.
'W porządku, JJ' wyszeptałem, mierzwiąc mu włosy. 'Gra się już skończyła.'


wtorek, 30 kwietnia 2013

Cook.

Cook

Monday 17 August

Freddie's shed


'So, Freddie. How does it feel to be in the presence of a legend?' I asked him, taking a swig from a can of Stella.
He shook his head, a kind of half smile on his smug, pretty-boy face. 'You really are a sad bastard.'
'It's nothing personal.' I squeezed his knee. 'It's just the law of the fucking jungle, mate.' I put my feet up on the fire extinguisher. 'We all knew from the start how this would play out. I'll always get the snatch. They can't say no to the Cookie Monster.'
Freddie was bent over hugging himself like a girl. 'You should listen to yourself, mate. It's pathetic. Really.'
'You would say that because you're fucking losing.' I paused. 'Again.'
Freddie looked up sharply. 'It's all you've got, this, isn't it?' He stood up. 'But, seriously-' He suddenly lunged right into my face. '-does it make it all better, Cook? Does it actually-'
JJ stood up, wringing his hands together nervously. 'OK, Cook. Freddie. Let's not have this discussion now.' He attempted a jolly little smile. 'I mean, if we're going to get competitive, may I venture, again, that I am actually the only one to have had sex with a lesbian.'
We stared at him. 'Shut up, JJ.'
Silence.
'Anyway,' said Freddie. 'It's boring.'
'Ah. Now see, I've got a cracking idea to liven it up, my friend.' I rubbed my hands together.
'Do tell,' said Fred, dry as the fucking Gobi desert.
'Something to decide the winner, like. Once and for all. To reveal the true master of the craft.'
JJ and Freddie sighed simultaneously.
'What have you got in mind?' said Fred. 'A fucking questionnaire?'
I shook my head. 'A threesome.'
'What?' Fred had that fucking stuck-up look on his face.
'A threesome. You, me and a girl. We take it in turns to fuck her, then she gives feedback.'
Jay looked way out of his depth now. Freddie looked a bit pale.
'That's a fucking bridge too far mate,' he said. 'It's almost sick.'
'No, it's democracy.'
'Actually,' said JJ, 'the dictionary definition of democracy is-'
'Shut up, JJ,' said me and Freds, again.
'Well,' I said. 'You going to step up to the fucking plate, Freddie. Or are you going to back down like a pussy?'
Freddie gave me a look of pure hatred. "Fine.' he said coldly. 'Whatever. Let me know when you've found a girl who's up for it.'
'Already done it,' I said. 'Polly, the posh bird with the clit ring from the other night? Says she's been thinking about a menage a trois. This is her lucky day, mate. Seven o'clock at her place, tonight.'
There was a moment's silence. JJ gave Freddie a sympathetic pat on the shoulder.
'That's great,' said Freddie. 'I can't tell you how much I'm looking forward to it.' He lit a fag and opened the door. 'Now get the fuck out of my shed.'
____________________________________

Cook

Poniedziałek 17 Sierpnia

Szopa Freddiego


'Więc, Freddie. Jak to jest znajdować się w obecności legendy?' zapytałem go, biorąc łyka Stelli * (marka piwa).
Pokręcił głową, a jakiś zadowolony z siebie pół uśmieszek pojawił się na jego chłopięcej twarzy. 'Naprawdę jesteś smutnym draniem.'
 'To nic osobistego.' ścisnąłem jego kolano. 'To po prostu prawo pierdolonej dżungli, stary.' oparłem stopy na gaśnicy. 'Wszyscy wiedzieliśmy od początku jak to się rozegra. Zawsze przelecę jakąś cipkę. One nie potrafią odmówić Ciasteczkowemu Potworowi.'
Freddie siedział obejmując się jak dziewczyna. 'Powinieneś sam siebie posłuchać, stary. To żałosne. Naprawdę.'
'Mówisz tak, ponieważ kurwa przegrywasz.' przerwałem. 'Znów.'
Freddie spojrzał ostro do góry. 'To wszystko co masz, co nie?' wstał. 'Ale poważnie-'  Nagle przybliżył się prosto do mojej twarzy. '-czy to cokolwiek polepsza, Cook? Czy to właściwie-'
JJ wstał, ściskając nerwowo razem ręce. 'OK, Cook. Freddie. Nie dyskutujmy teraz o tym.' próbował wymusić jakiś wesoły mały uśmieszek. 'To znaczy, jeśli zamierzamy rywalizować, to czy mogę przypomnieć, znów, że jestem właściwie jedynym, który uprawiał seks z lesbijką.'
Gapiliśmy się na niego. 'Zamknij się, JJ.'
Cisza.
'W każdym razie,' zaczął Freddie. 'To nudne.'
'Ah. A teraz zrozum, że mam znakomity sposób, żeby to trochę ożywić przyjacielu.' zacierałem obie ręce.
'Mów,' powiedział Freddie, sucho jak pierdolona pustynia Gobi.
'Coś, co rozstrzygnie kto jest zwycięzcą. Raz na zawsze. Ujawni prawdziwego mistrza.'
JJ i Freddie westchnęli jednocześnie.
'Co masz na myśli?' zapytał Freddie. 'Jebaną ankietę?'
Pokręciłem głową. 'Trójkącik.'
'Co?' Freddie miał ten pierdolony snobistyczny wyraz twarzy.
'Trójkącik. Ty, ja i dziewczyna. Po kolei ją pieprzymy, a potem ona wydaje opinię.'
Jay wyglądał jakby kompletnie nie wiedział o co chodzi. Freddie wyglądał trochę blado.
'To dla mnie kurwa stanowcza przesada, stary,' powiedział. 'To prawie chore.'
'Nie, to demokracja.'
'Właściwie,' zaczął JJ, 'słownikowa definicja demokracji brzmi-'
'Zamknij się, JJ,' powiedzieliśmy ponownie razem z Fredsem.
'Dobrze,' powiedziałem. 'Zamierzasz zmierzyć się z tym zadaniem, czy może zamierzasz wycofać się jak cipka?'
Freddie obdarzył mnie spojrzeniem pełnym czystej nienawiści. 'W porządku,' powiedział chłodno. 'Wszystko jedno. Daj znać kiedy znajdziesz dziewczynę, która się na to pisze.'
'Już to zrobiłem,' powiedziałem. 'Polly, elegancka lala z kolczykiem w łechtaczce z którejś nocy? Mówi, że myśli o ménage à trois (trójkąciku). To jej szczęśliwy dzień, stary. O siódmej u niej, dziś wieczorem.'
Nastał moment ciszy. JJ poklepał ze współczuciem Freddiego po ramieniu.
'To świetnie,' powiedział Freddie. 'Nawet nie wiesz jak bardzo nie mogę się doczekać.' Zapalił papierosa i otworzył drzwi. 'Teraz wypierdalaj z mojej szopy.'


sobota, 27 kwietnia 2013

Effy.

Week Three

Effy

Monday 17 August

A gift shop


'What about one of these cute little churches?' said Katie, picking up a St Mark's Basilica.
We were standing in a horrible rip-off gift shop near the main square, looking for Aldo's birthday present.
'He lives here, you twit,' I said. 'He doesn't want some tourist tat.' I looked at the price. 'And it's twenty fucking euros.'
'Fine.' She put it back. 'Just hurry up and get something then.'
'One more place to try,' I told her. 'Nearly done.'
As we left the shop I looked at Mum's precious Time Out guide. 'It's just down here, I think.'
We turned into a quiet-looking street.
'I dunno why you don't just get him a box of cigars,' said Katie, wrinkling her nose as we pushed open the door of a second-hand bookshop. 'That's what I'd get for my dad.'
'Yeah, well. He's not your dad,' I said impatiently, wondering where to start looking for what I wanted. 'He's not all macho and shit.'
She looked sideways at me. 'No, of course he isn't,' she said dryly. She looked at the shelves overflowing with with old books. 'I don't get these kind of places. Why would you go to some smelly old bookshop when you can order what you want off Amazon?'
'It's history,' I said witheringly, 'And it smells good.'
'That's a matter of opinion.' She picked up a paperback with a picture of a knight in shining armour on the cover. 'What do you want anyway?'
Before I could answer a woman appeared form the back of the shop. She was small and pretty with dark cropped hair and little glasses. She spotted us and frowned, looking with disapproval at Katie's bling leopardskin mini and gold gladiators ensemble. The vulgar Inglese. If I hadn't shared her distaste, I would have told her to fuck right off. However, I wasn't leaving without what I came for.
'Can I help you?' she said snootily, in English.
'Hopefully,' I said. 'Do you have Death in Venice?'
'Always,' she said, obiously surprised, smiling more nicely now. 'What kind do you want?'
I looked blank.
'Fisrt edition, paperback, hardback?' she prompted.
'How much is a first edition?' I said.
'Two hundered euros...or I have a paperback edition from the ninteen-thirties for thirty-five euros.' She went to one of the shelves and picked a book straight out. 'Here,' she said. 'It is a little worn, but is excellent for the price.'
I turned the book over and over in my hands. It was beautiful. I stuck my nose in and inhaled.
Katie shook her head, totally nonplussed. 'Come on, Effy,' she said, moving towards the door. 'Make your mind up.'
Thirty-five euros. But the thought of giving him the book later on was sending darts of pleasure through me. I was happy.
'Thanks, I'll take it,' I said to the woman. 'Can you wrap it up for me?'

'I can't believe we're doing this,' said Katie, eyeing up a fit boy running towards us with his shirt off. 'Going to a fortieth birthday party, with like kids and shit.' She pulled down her skirt sheepishly as a couple of priests walked past glowering at her.
I laughed. 'Never fucking thought I'd see the day,' I said. 'Sister bloody Fitch.'
'Shut up,' she said good-humouredly. 'Anyway, what's the deal with that book, Effy?' She looked ahead of her. 'Thirty-five euros?'
'So?' I said. 'He's just been kind to me that's all.'
'Hmm.' Katie looked unconvinced. 'It's a bit over the top if you ask me.'
'I didn't though, did I?' I bristled. I'd been quite pleased to see Katie when she'd first arrived, but the novelty was beginning to wear thin. She was stupid, but not quite stupid enough. And that was the problem.
'Fuck, it's two forty-five,' I said catching sight of a clockk above a bar. 'We'd better get back. Aldo's meeting us soon.'

Katie and I had been vegging at the kitchen table this moring when Aldoo had arrived and told us about his birthday. We'd gone to the bar down the road yesterday, drunk spirists all night, and eaten nothing. Needless to say we weren't up for much, and Mum was pretending to be Mrs fucking Hospitable, bustling around getting Katie coffe and pasrties. She's been in a much better mood the last few days. I sould be grateful, but the thing about my mother is that she can't win either way, poor cow. She just winds me up. End of.
'Got everything you need?' she said perkily to Katie.
'Yeah, thanks Anthea.' Katie picked at a chocolate cannoli. 'I'm good.'
'Right then,' said Mum. She'd started wearing make-up again. 'I think I'll go and see how Florence is doing.'
I sat dorward. 'I'll come,' I said. 'Haven't seen Florence for ages.'
'She's not well at the moment.' Mum examined her face in her compact, brushing some powder over her nose. 'I'm a bit worried about her.'
'Who's Florence?' said Katie with her mouth hald-full. She sprayed pastry over the table.
'She's a nice little old lady who lives downstairs,' I said primly.
Katie stared at me as Mum went into the hall. 'I'm seriously fucking worried about you Effy,' she said. 'You'll be voulunteering at Sheltered Housting next.'
'Florence isn't some senile old bag,' I said. 'She's fun.'
'Riiiight,' said Katie. She finished her pastry. 'Whatever you say.'
I ignored her. 'Say hello to Flo,' I called to Mum.
The door opened and I heard voices. Aldo was here.
'Not him again,' said Katie, brushing her lips. 'He can't keep away.' She eyed me provocatively. 'He's obviously got a thing for someone around her.'
I was careful to look totally unaffected by that remark. I craned my head to listen to what Aldo and Mum were talking about.

After she'd gone to bed, Aldo and I had stayed up till two the night Katie arrived. Getting stoned and talking. He'd tried to quiz me about my life in Bristol, but I was vague.
'You must have a boyfriend back home?' he asked.
'Not really.' I put my feet up on his legs and he'd looked down at my toes, his hand hovering awkwardly, then settling on the arm of his chair. 'Not any more.'
'You broke someone's heart?' he said. 'Or did he break yours?'
'No one does that,' I said too quickly, then calmed down. 'It wasn't serious, that's all.' My conscience was giving me a right good kicking, but I rode it out. 'And it's over.'
Aldo looked down at his whisky. A silence very much prevailed.
'You know, you remind me so much of her,' he said after a while.
'Who?'
'Rosalla.' He shifted in his chair. 'So full of doubt in herself, so frightened to trust.'
I caught my breath, feeling exposed. 'I don't-'
'And beautiful, of course,' Aldo continued, cutting me off. 'Painfully beautiful.'
I was tremblinh slightly, but this was not the moment to drop my guard. However tempting.
Aldo regarded me silently, and I shifted my legs closer to his lap. I wanted to curl up on that lap so bad.
'You have so much time ahead of you,' he said. 'So many people to fall in love with.'
Am I in love now? I thought, confused. Do I love him? I shut my eyes as Freddie's eyes seemed to merge with Aldo's in my head.
'What about you?' I said, gathering myself. 'Will you fall in love again?'
He caught his breath, rubbing his chin slowly. 'Perhaps,' he said. He didn't look at me. 'If she is the right one.'
He swirled his drink, then drained his glass. I stared out across the dark quadrant. The sky was that amazing petrol blue you get on late summer nights.
'Come on,' Aldo said eventually, looking at his watch. 'It is time for me to go I think.' He paused. 'But I have had a great time tonight. Unexpectedly great. Thank you.'
I let him out and stood for a bit leaning against the apartment door. Savouring the last few minutes of our conversation. He's your, I told myself, if you want him.

'No,' Mum was saying to Aldo now. 'I'm just going to check up on her...You go and say hello to the girls.'
Aldo appeared in the kitchen doorway. 'Buongiorno!' he said brightly, beaming at us.
'Hiya,' said Katie, flatly.
'I'll get you some coffe,' I said, getting to my feet. Katie gazed at me, wide-eyed. 'And we have pastries this morning.'
Aldo sat down, opposite to Katie. He put his newspaper on the table. 'Thank you,' he said. 'Just coffee for me.' He watched me as I heated up some milk. 'Actually, I have an invitation for you...for you both.'
'Yeah?' I said, my hand trembling slightly as I held the milk pan. The door to the apartment opened again and Mum appeared, breathlessly in the kitchen.
'Florence is asleep,' she told us. 'I'll go back later on.'
Aldo nodded. 'We must keep an eye on her.' He smiled at Anthea. 'I was just about to tell Effy and Katie that it is my birthday today...My fortieth, in fact.'
'Ah, a spring chicken!' said Mum. 'Happy birthday.'
'I'm meeting my children later on,' he said. 'To celebrate.' He looked at us all. 'If you have no plans, I'd love it if you came too?'
'That's kind,' said Mum. 'Really kind. But your kids don't want a strange woman hanging about.'
Got that one right, Mother. 
'You two go, though,' she said.  'I'm going to catch up on some beauty sleep.' She laughed girlishly. 'Much needed. But we must have a birthday celebration this evening. We'll ask someone of the other tenants along too. An apartment building party!'
Aldo inclined his head politely. 'That would be lovely, Anthea.'
Or, totally fucking lame. On the other hand, I thought, Aldo drunk and happy might not be a bad thing.
Aldo looked at me as he said, 'If you girls have no plans, you'd be welcome to come along with me this afternoon.'
'We'd love that,' I said quickly. 'What time?'
'I'll meet you in the lobby at three,' he said, staring at my cold nipples. 'Make sure you're ready for then.'

Aldo's ex-wife's house

Later


'I won't be long,' said Aldo.
We were on the mainland where his kids lived. He got out of the car and walked up to a modern white-painted apartment buidling with huge windows. A totally average-looking woman in jeans and T-shirt and no make-up opened the door. The ex-wife. She was pushed out of the way by two gorgeous brown-eyed children - a boy and a girl - who threw themselves at Aldo.
He gathered them up in his arms, covering them with kisses. A spasm of jealousy stabbed me, and I stared sullenly as Katie and I sat watching in the car.
'Sweet,' said Katie. Then she clocked my face. 'If you like that kind of thing.'
The older one, the girl, unleashed a torrent of sulky Italian at Aldo when she saw me in the front seat.
'I'm sorry Effy,' said Aldo, at least having the grace to look embarassed, 'I always let Mara sit in the front seat. Would you mind...?'
Yes I fucking would.
But I got into the back with Katie, and the younger one, Bruno, got in next to me. Cosy. Aldo introduced us in a mix of Italian and English. Mara looked at me in particular with silent vernom.
After twenty minutes of watching the child simper and paw Aldo in the front seat, we parked at what looked suspiciously like a laser-gun virtual-war kind of place.
'Oh, brilliant,' whispered Katie. 'This is so not my idea of a good time.'
'Try and make an effort,' I said, sweetly. 'For the kiddies.'
Katie was predictably crap at it. I suppose it's hard to fullt participate when you have to keep stopping to see if your thong is visible. But I stalked my prey with admirable determination.
As soon as the kids got bored it was just me and Aldo on the dancefloor, as it were. I was working up a bit of sweat dodging his aim, as he followed me through dark passageways. I flattened myslef against a wall and waited for him to come past me, poking my finger into his back.
'Got you,' I said, keeping my finger there, at the bottom of his spine.
He turned, laughing. I brushed my hair off my face, and pushed my hips forward. 'Aren't you going to try and shoot me?' I asked slowly.
He stopped laughing, panting slightly. I licked my lips and pointed at his gun. 'Go on.'
Aldo smiled, one hand reached out and touched my waist, rubbing it, tickling me. I started wriggling, giggling like a kid.
'Don't...' I said. 'I'm really ticklish.'
'Are you indeed.' Aldo's hand firmly persisted, and I twisted in his grip, turning to push my arse into his groin. I felt his erection, and rubbed my buttocks against it.
He stopped moving. 'Effy-' he said, firmly pushing me forward. 'No.'
My heart was pounding, my whole body registering disappointment even before I did.
There was just the sound of out breathing. I didn't want to look behind me. I knew if I did I would try and kiss him.
I imagined how forcefully he would do that. I closed my eyes. Fuck. Fuck. Fuck.
'Pappy!' Mara's voice pierced the silence. 'Pappy!'
Aldo moved out in front of me, walking back down the passage. He turned.
'It's OK, don't worry.' He smiled. 'Now, come on. I had better get my children home.'

Birthday drinks

Later that evening


'A-ha, the birthday boy!' sang Mum, skipping over to Aldo and handing him a glass of Prosecco.
She'd pulled out all the stops, put tea lights on the windowsills and opened out the table from the kitchen, laid it with glasses, bottles of wine, bowls of nibbles and even a fucking cake. A chocolate thing with '40' in shards of white chocolate on top, which I thought was naff, but the birthday boy seemed pleased.
I watched him make small talk, shake hands, kiss cheeks.
Thought: Flirt with him all you want. He's mine. There was something in the air - the anticipation of a future in which he would lick me from top to bottom. Fuck me everywhere.
He wasn't looking at me. I expected that. I liked it in fact. Out little secret.
I'd found a momemnt to give him his present, while Mum and Katie were busy elsewhere. I handed over his book in its wrapping. I couldn't wait to see his face when he opened it.
He raised his eyebrows. 'Effy. What is this?'
I said nothing. Gestured for him to open it.
He laughed, his face actually lit up. 'But this is a wonderful present! Thank you, darling Effy!' He put his arms around me. Kissed me again. Darling Effy. He held my arms and then my gaze, but quickly looked away. 'I will put this somewhere safe,' he said, turning to find a hiding place.
'Effy!' Mum's voice, panicky, came from the hallway. 'Alfredo!'
She rushed at us, took Aldo's arm. 'It's Florence,' she said breathlessly. 'You'd better come now, Alfredo. She's not waking up.'
______________________________________________

Tydzień Trzeci


Effy

Poniedziałek 17 Sierpnia

Sklep z prezentami


'A może jeden z tych uroczych małych kościołów?' powiedziała Katie, podnosząc Brazylijkę Św. Marka.
Stałyśmy w okropnie drogim sklepie z podarkami niedaleko głównego placu, szukając prezentu urodzinowego dla Aldo.
'On tu mieszka, głupia,' powiedziałam. 'Nie chce jakiejś turystycznej tandety.' Spojrzałam na cenę. 'A to kosztuje dwadzieścia jebanych euro.'
'W porządku.' Odłożyła to na miejsce. 'Tylko pospiesz się i weź coś.'
'Jeszcze jedno miejsce,' powiedziałam jej. 'Już prawie koniec.'
Kiedy wyszłyśmy ze sklepu, zajrzałam do cennego przewodnika mamy. 'Jest tu na dole, tak myślę.'
Skręciłyśmy w spokojnie wyglądającą ulicę.
'Nie wiem czemu po prostu nie dasz mu pudełka cygar,' powiedziała Katie, marszcząc nos, kiedy otworzyłyśmy drzwi do antykwariatu. 'Zawsze daję to mojemu tacie.'
'Ta, cóż. On nie jest twoim tatą,' odparłam niecierpliwie, zastanawiając się gdzie zacząć szukać tego, czego chciałam. 'On nie jest jakimś macho i tego typu gówna.'
Spojrzała na mnie bokiem. 'Nie, oczywiście, że nie jest,' powiedziała sucho. Spojrzała na półki przepełnione starymi książkami. 'Nie łapię tego typu miejsc. Czemu chciałabyś pójść do jakiegoś śmierdzącego, starego sklepu z książkami, kiedy możesz zamówić co chcesz na Amazonie?'
'Tu chodzi o historię,' powiedziałam sucho. 'I pachnie dobrze.'
'To kwestia opinii.' Podniosła książkę w miękkiej okładce z rysunkiem rycerza w lśniącej zbroi. 'Czego tak w ogóle chcesz?'
Zanim mogłam odpowiedzieć, jakaś kobieta pojawiła się z tyłu sklepu. Była mała i ładna, z ciemnymi krótko przyciętymi włosami i małymi okularami. Spostrzegła nas i zmarszczyła brwi, patrząc z dezaprobatą na  świecącą mini Katie w panterkę i złote gladiatorki. Wulgarna angielka. Gdybym nie podzielała jej zniesmaczenia, powiedziałabym jej, żeby się odpierdoliła. Jakkolwiek nie zamierzałam wyjść bez tego, po co przyszłam.
'Mogę wam pomóc?' zapytała przemądrzale, po angielsku.
'Mam nadzieję,' powiedziałam. 'Czy macie Śmierć w Wenecji?'
'Zawsze,' odparła, oczywiście zaskoczona, uśmiechając się milej. 'Jaki rodzaj?'
Spojrzałam pusto.
'Pierwsza edycja, w miękkiej okładce, w twardej okładce?' podpowiadała.
'Ile kosztuje pierwsza edycja?' zapytałam.
'Dwieście euro...albo mam wydanie w miękkiej okładce z lat trzydziestych za trzydzieści pięć euro.' Podeszła do jednej z półek i wybrała książkę. 'Proszę,' powiedziała. 'Jest lekko zużyta, ale świetna za tę cenę.'
Obracałam książkę w dłoniach. Była piękna. Przytknęłam do niej nos i wdychałam zapach.
Katie pokręciła głową, totalnie skonsternowana. 'No dalej, Effy,' powiedziała zmierzając prosto do drzwi. 'Zdecyduj się.'
Trzydzieści pięć euro. Ale myśl o wręczeniu mu później tej książki przeszywała mnie przyjemnością. Byłam szczęśliwa.
'Dziękuję, wezmę ją,' powiedziałam do kobiety. 'Może ją pani dla mnie zapakować?'

'Nie mogę uwierzyć, że to robimy,' powiedziała Katie, podnosząc wzrok na szczupłego, biegnącego w naszą stronę chłopaka bez koszulki. 'Idziemy na przyjęcie urodzinowe z okazji czterdziestych urodzin, z dziećmi i innymi gównami.' Bojaźliwie obciągnęła swoją spódnicę, kiedy mijała nas para patrzących na nią wilkiem księży.
Zaśmiałam się. 'Nigdy nie pomyślałam, że nadejdzie taki dzień,' powiedziałam. 'Pieprzona siostra Fitch.'
'Zamknij się,' powiedziała z humorem. 'W każdym razie, o co chodzi z tą książką, Effy?' Patrzyła naprzeciw siebie. 'Trzydzieści pięć euro?'
'No i?' odparłam. 'Po prostu jest dla mnie miły, to wszystko.'
'Hmm.' Katie patrzyła bez przekonania. 'To trochę przesada, jeśli pytałabyś mnie o zdanie.'
'Ale nie pytałam, prawda?' najeżyłam się. Byłam całkiem zadowolona widząc Katie kiedy przyjechała, ale obecnie nie było już tak dobrze. Była głupia, ale nie wystarczająco głupia. I to był problem.
'Kurwa, jest czternasta czterdzieści pięć,' powiedziałam patrząc na zegarek nad barem. 'Lepiej wracajmy. Niedługo spotykamy się z Aldo.'

Razem z Katie odpoczywałyśmy przy stole w kuchni tego ranka, kiedy Aldo przyszedł powiedzieć nam o swoich urodzinach. Poszłyśmy wcześniejszego dnia do baru, w dół ulicy, pijąc całą noc i nic nie jedząc. Nie trzeba mówić, że nic nam się nie chciało, a mama udawała, że jest panią pierdoloną Gościnną, krzątając się dookoła, podając Katie kawę i ciastka. Jest w lepszym nastroju przez ostatnie kilka dni. Powinnam być wdzięczna, ale chodzi o to, że moja mama i tak nie może wygrać, biedna krowa. Po prostu mnie wkurza. Koniec.
'Masz wszystko czego potrzebujesz?' zapytała Katie.
'Tak, dzięki Anthea.' Katie wskazała na czekoladowe cannoli. 'Jest w porządku.'
'Dobrze w takim razie,' powiedziała mama. Zaczęła się znów malować. 'Myślę, że pójdę i zobaczę jak się ma Florence.'
Siadłam prosto. 'Ja pójdę,' powiedziałam. 'Nie widziałam Florence od wieków.'
'Nie miewa się teraz dobrze.' mama sprawdzała twarz w swojej puderniczce, nanosząc trochę proszku na nos. 'Trochę się o nią martwię.'
'Kto to Florence?' zapytała Katie z w połowie pełną buzią. Zapluła cały stół ciastkiem.
'To miła starsza pani, która mieszka na dole,' powiedziałam sztywno.
Katie gapiła się na mnie kiedy mama poszła do przedpokoju. 'Kurwa, poważnie się o ciebie martwię, Effy,' powiedziała. 'Zaraz będziesz wolontariuszką w Sheltered Housing.'
'Florence nie jest jakąś niedołężną starą torbą,' odparłam. 'Jest zabawna.'
'Dooobrze,' powiedziała Katie. Skończyła swoje ciastko. 'Cokolwiek powiesz.'
Zignorowałam ją. 'Pozdrów Flo,' zawołałam do mamy.
Drzwi się otworzyły i usłyszałam głosy. Aldo tu był.
'Tylko znowu nie on,' powiedziała Katie, czyszcząc usta. 'Nie umie się trzymać z daleka.' Spojrzała na mnie prowokująco. 'Najwyraźniej ma coś tutaj do kogoś.'
Uważałam, żeby wyglądać totalnie niewzruszenie tą uwagą. Skupiłam się na tym  o czym rozmawiali Aldo z mamą.

Po tym jak poszła do łóżka, Aldo i ja zostaliśmy do drugiej, tej nocy kiedy Katie przyjechała. Jarając i rozmawiając. Próbował mnie wypytać o moje życie w Bristolu, ale mówiłam wymijająco.
'Pewnie masz tam chłopaka?' zapytał.
'Niezupełnie.' Położyłam stopy na jego nogach, a wtedy spojrzał w dół na moje palce, jego ręce wisiały niezręcznie, potem ułożył je na poręczy krzesła. 'Już nie.'
'Złamałaś komuś serce?' powiedział. 'Albo on złamał twoje?'
'Nikt tego nie robi,' powiedziałam za szybko, potem się uspokoiłam. 'To nie było na poważnie i tyle.' Moje sumienie nieźle mnie kopało, ale je przetrzymałam. 'I to koniec.'
Aldo spojrzał w dół na swoje whisky. Cisza uratowała sytuację.
'Wiesz, tak bardzo mi ją przypominasz,' powiedział po chwili.
'Kogo?'
'Rosalle.' Ułożył się na krześle. 'Tak bardzo wątpiąca w siebie, tak bojąca się zaufać.'
Wstrzymałam oddech, czując się zdemaskowana. 'Ja nie-'
'I piękna, oczywiście,' Aldo kontynuował, przerywając mi. 'Boleśnie piękna.'
Trzęsłam się delikatnie, ale to nie był moment na zmniejszanie ostrożności. Jakkolwiek kuszący.
Aldo obserwował mnie w ciszy, a ja ułożyłam moje nogi bliżej jego kolana. Tak bardzo chciałam skulić się na tym kolanie.
'Masz tyle czasu przed sobą,' powiedział. 'Tyle ludzi, żeby się w nich zakochać.'
Czy jestem teraz zakochana? pomyślałam zdezorientowana. Czy go kocham? Zamknęłam oczy, a oczy Freddiego zdawały się łączyć z oczami Aldo w mojej głowie.
'A co z tobą?' zapytałam, zbierając się w sobie. 'Czy znów się zakochasz?'
Wstrzymał oddech, pocierając powoli swój podbródek. 'Może,' powiedział. Nie patrzył na mnie. 'Jeśli będzie tą właściwą.'
Zamieszał drinkiem, a potem opróżnił swój kieliszek. Gapiłam się w ciemną przestrzeń. Niebo miało ten cudowny, niebieski odcień jak benzyna, tak jak w letnie noce.
'Dalej,' powiedział w końcu Aldo, patrząc na swój zegarek. 'Chyba już czas, żebym poszedł.' przerwał. 'Ale świetnie spędziłem dziś czas. Niespodziewanie świetnie. Dziękuję Ci.'
Wypuściłam go i stałam przez chwilę oparta o drzwi. Delektowałam się ostatnimi minutami naszej rozmowy. Jest twój, powiedziałam sama do siebie, jeśli go chcesz.

'Nie,' mama mówiła teraz do Aldo. 'Idę tylko sprawdzić co u niej...Ty idź i przywitaj się z dziewczynkami.'
Aldo pojawił się w drzwiach kuchni. 'Buongiorno!' powiedział wesoło, uśmiechając się do nas szeroko.
'Heja,' powiedziała od niechcenia Katie.
'Zrobię ci kawy,' powiedziałam, wstając. Katie patrzyła na mnie z szeroko otwartymi oczami. 'I mamy dziś ciastka.'
Aldo usiadł naprzeciw Katie. Położył gazetę na stole. 'Dziękuję,' powiedział. 'Dla mnie tylko kawa.' Patrzył na mnie, kiedy podgrzewałam mleko. 'Właściwie mam dla ciebie zaproszenie...dla was obu.'
'Tak?' powiedziałam, a moja ręka drżała lekko kiedy trzymałam dzbanek z mlekiem. Drzwi do mieszkania znów się otworzyły i w kuchni pojawiła się z trudem oddychająca mama.
'Florence śpi,' powiedziała do nas. 'Później tam wrócę.'
Aldo przytaknął. 'Musimy mieć na niej oko.' uśmiechnął się do Anthei. 'Właśnie miałem zamiar powiedzieć Effy i Katie, że dziś są moje urodziny...Czterdzieste, prawdę mówiąc.'
'Ah, młodzieniaszek!' powiedziała mama. 'Wszystkiego najlepszego.'
'Później spotykam się z moimi dziećmi,' odparł. 'Żeby świętować.' Spojrzał na nas wszystkie. 'Jeśli nie macie żadnych planów, chciałbym, żebyście także przyszły?'
'To miło,' powiedziała mama. 'Naprawdę miło. Ale twoje dzieci nie chcą, żeby jakaś obca kobieta kręciła się obok.'
Tutaj masz rację, matko.
'Ale wy dwie idźcie,' odparła. 'Zamierzam zażyć trochę pięknego snu.' zaśmiała się dziewczęco. 'Bardziej potrzebnego. Ale musimy świętować dziś wieczorem. Zaprosimy także innych mieszkańców. Blokowa impreza!'
Aldo grzecznie pochylił głowę. 'Byłoby uroczo, Anthea.'
Albo całkowicie kurwa lamersko. Z drugiej strony, pomyślałam, upity i szczęśliwy Aldo może nie być taką złą rzeczą. 
Aldo spojrzał na mnie kiedy mówił, 'Jeśli wy dziewczyny nie macie planów, jesteście mile widziane, żeby pojechać ze mną dziś popołudniu.'
'Z chęcią,' powiedziałam szybko. 'O której?'
'Spotkajmy się w lobby o trzeciej,' powiedział, gapiąc się na moje zmarznięte sutki. 'Bądźcie gotowe.'

Dom byłej żony Aldo

Później


'Nie będę długo,' powiedział Aldo.
Byliśmy tam, gdzie na stałe mieszkają jego dzieci. Wysiadł z samochodu i podszedł do nowoczesnego, pomalowanego na biało budynku z wielkimi oknami. Całkowicie przeciętnie wyglądająca kobieta w dżinsach i T-shircie bez makijażu otworzyła drzwi. Była żona. Została zepchnięta z drogi przez dwójkę cudownych brązowookich dzieci - chłopca i dziewczynkę - które rzuciły się na Aldo.
Wziął je w ramiona, obsypując je pocałunkami. Spazm zazdrości przeszył mnie i gapiłam się posępnie jak razem z Katie czekamy w samochodzie.
'Słodko,' powiedziała Katie. Potem walnęła mnie w twarz. 'Jeśli lubisz tego typu rzeczy.'
Starsze dziecko, dziewczynka, wystrzeliła strumień nadąsanego włoskiego do Aldo, kiedy zobaczyła mnie na przednim siedzeniu.
'Przykro mi Effy,' powiedział Aldo, przynajmniej mając łaskę, żeby wyglądać zażenowanie. 'Zawsze pozwalam Marze siedzieć na przednim siedzeniu. Miałabyś coś na przeciwko...?'
Tak kurwa, miałabym.
Ale usiadłam z tyłu, z Katie i tym młodszym, Bruno, który usiadł obok mnie. Przytulnie. Aldo przedstawił nas sobie mieszanką włoskiego i angielskiego. Mara patrzyła na mnie dziwnie z cichym jadem.
Po dwudziestu minutach obserwowania dzieci sztucznie uśmiechających się i obmacujących Aldo na przednim siedzeniu, zaparkowaliśmy gdzieś co wyglądało podejrzanie, jak miejsce typu laserowa-broń wirtualna-wojna.
'Oh, cudownie,' wyszeptała Katie. 'To nie jest moje wyobrażenie dobrze spędzonego czasu.'
'Spróbuj i się wysil,' powiedziałam słodko. 'Dla dzieciaczków.'
Katie przewidywalnie była w tym beznadziejna. Przypuszczam, że ciężko jest być w pełni aktywnym, jeśli trzeba się ciągle zatrzymywać i sprawdzać czy stringi są widoczne. Ale śledziłam moją zwierzynę z podziwu godną determinacją.

Kiedy tylko dzieci się znudziły, tylko ja i Aldo zostaliśmy na parkiecie. Nieźle się napociłam unikając go, kiedy podążał za mną korytarzami. Oparłam się o ścianę i poczekałam na niego, żeby mnie minął, wtedy szturchnęłam go palcem w plecy.
'Mam cię,' powiedziałam, wciąż trzymając tam mój palec, na dole jego kręgosłupa.
Odwrócił się śmiejąc. Odgarnęłam włosy z twarzy i wydęłam usta. 'Nie zamierzasz spróbować mnie zastrzelić?' zapytałam powoli.
Przestał się śmiać, dysząc delikatnie. Polizałam usta i wskazałam na jego pistolet. 'No dalej.'
Aldo uśmiechnął się, wyciągnął jedną dłoń i dotknął mojej talii, chwytając mnie i łaskocząc. Zaczęłam się wiercić i chichotać jak dziecko. 'Nie...' powiedziałam. 'Jestem naprawdę delikatna.'
'Czy aby na pewno.' Aldo dalej mocno trzymał rękę, a ja kręciłam się w jego uścisku, odwracając się, żeby pchnąć tyłkiem jego pachwinę. Poczułam jego erekcję, i otarłam się o nią moimi pośladkami.
 Przestał się ruszać. "Effy-' powiedział, pewnie odpychając mnie do przodu. 'Nie.'
Serce mi waliło, moje całe ciało zarejestrowało rozczarowanie zanim ja to zrobiłam.
Było słychać tylko nasze oddechy. Nie chciałam patrzeć za siebie. Wiedziałam, że jeśli to zrobię, to próbowałabym go pocałować.
Wyobraziłam sobie jak mocno by to zrobił. Zamknęłam oczy. Kurwa. Kurwa. Kurwa.
'Tatuś!' głos Mary przeszył ciszę. 'Tatuś!'
Aldo wyminął mnie, wracając do przejścia. Odwrócił się.
'Jest OK, nie martw się.' uśmiechnął się. 'Teraz chodź. Lepiej zabiorę moje dzieci do domu.'

Urodzinowe drinki

Później tego wieczoru


'A-ha, urodzinowy chłopiec!' zaśpiewała mama, podskakując do Aldo i podając mu kieliszek Prosecco.
Wycofała wszystkie przeszkody, postawiła świeczki zapachowe na parapetach i przestawiła stół z kuchni, zastawiając go przy tym kieliszkami, butelkami win, miskami z nibblesami i był nawet pierdolony tort! Czekoladowy z '40' ze skorupki z białej czekolady na górze, co uważałam za tandetne, ale urodzinowy chłopiec wydawał się zadowolony.
Obserwowałam jak rozmawiał, ściskał ręce, całował ludzi w policzki.
Pomyślałam: Flirtujcie z nim ile chcecie. Jest mój. Coś wisiało w powietrzu - oczekiwanie przyszłości, w której wylizałby mnie od góry do dołu. Całą wyruchał.
Nie patrzył na mnie. Tego się spodziewałam. W sumie mi się to podobało. Nasz mały sekret.
Znalazłam moment, żeby dać mu prezent, kiedy mama i Katie były zajęte czymś innym. Podałam mu zapakowaną książkę, nie mogłam się doczekać, żeby zobaczyć jego minę, kiedy ją otworzy.
Uniósł brwi. 'Effy. Co to?'
Nic nie powiedziałam. Gestykulowałam, żeby otworzył.
Zaśmiał się, a jego twarz właściwie się rozjaśniła. 'Ale to wspaniały prezent! Dziękuję, droga Effy!' Otoczył mnie ramionami. Znów mnie pocałował. Droga Effy. Trzymał mnie za ramiona i nasze spojrzenia się spotkały, a potem odwrócił wzrok. 'Schowam to w bezpieczne miejsce,' powiedział odwracając się, żeby znaleźć miejsce do ukrycia. 
'Effy!' głos mamy, z paniką, dochodził z holu. 'Alfredo!'
Pospieszyła do nas i chwyciła Aldo za ramię. 'Chodzi o Florence,' powiedziała dysząc. 'Lepiej chodź teraz, Alfredo. Ona się nie budzi.'
_________________________________

W KOŃCU DODAJĘ ROZDZIAŁ. Uff. Przepraszam was bardzo, ale miałam niezły zapieprz ostatnio i dlatego się tak guzdrałam. :(