czwartek, 27 czerwca 2013

Katie.

Katie

Venice at night


I left Effy in that bar and kept walking. No bloody clue where I was going. Fuck knows how many of those dolls' house bridges I went over but I came to a halt on one of them, stood leaning over watching a couple in a gondola, arms around each other. The guy guiding the boat looked up at me as he came to the bridge.
'Bella,' he whispered up into the hot night air.
I smiled, gulping back tears. You haven't seen me without my mask on, I thought. You wouldn't say that if you had. What a fucking horrible night.
Since the big drama of Aldo's birthday party, the old lady getting carted away in an ambulance and Effy's mum rushing round in a panic, Effy had gone into herself. Totally. I've never spent this much time alone with her, and let me tell you: it was a real fucking eye-opener.
When everyone had gone, all the fizz just evaporated. I wasn't bothered. I'd been a bit bored, trying to talk to some of the neighbours, not having a clue what they were on about.
I'd started necking some of the liqueurs in the living-room cupboard. They tasted rank. I spat the first mouthful into the bathroom sink and checked out my outfit. Not for the first time in this hoity-toity place. I felt cheap and nasty. Effy was right about that.
Effy had shut the door on the last guest, looking spaced out. Looking happy, come to think of it. As I was brushing my teeth I did a join-the-dots in my head. When I'd looked over at her earlier, she'd been standing with Aldo. He was unwrapping that present and her face was lit up. She was looking at the guy like he was all her Christmases come at once. I watched him embrace her when he saw what it was, and she nestled her face on his shoulder.
Then Anthea had come rushing in and everything kicked off. Effy just stood there hugging herself, completely useless. As Aldo and her mum got busy telling everyone they had to leave, Effy couldn't take her eyes off him.
Besotted.
I'd wiped my face and turned off the bathroom light. When I walked into the bedroom, Effy was lying star-shaped on the bed, staring up at the ceiling.
'All right?' I sat on the edge and yawned. 'Poor old girl,' I said. 'Florence.'
'Yeah,' said Effy. She shifted her legs over so that I could lie down. 'Shame, because I was beginning to enjoy myself.'
I made a face. 'Yeas, how inconvenient of her,' I said. 'To have a funny turn just when you were starting to have a good time.'
Effy looked sharply at me. 'Obviously I care about Flo,' she said defensively. 'I hope she's going to be OK.'
I pursed my lips. 'Course she will,' I said. 'She'd probably been at the sherry.' I paused. 'So, he liked his present, I take it. Aldo?'
'I think so,' she said, too casually.
'He's got a bit of a soft spot for you, I reckon.' I turned to face her, propping my face up on one elbow. 'What do you think?'
Effy didn't answer at first. She pulled the sheet out from under us and wrapped it partially around her. 'Maybe,' she said eventually. 'Who knows?' She switchrf the bedside light off. 'I'm knackered,' she said, sleepily. 'Try not to snore too loudly tonight.'
'Fucking cheek.' I slid down and turned the other way.
Something was going on. I just hadn't quite figured out what yet.
This morning Anthea was still at the hospital with Florence. She texted Effy to keep her updated. Said she'd be back as soon as the old girl was stable.
'Is Aldo with her d'you think?' I said innocently as we worked our way through a packet of chocolate pastries in the kitchen.
'How should I know?' snapped Effy. She lit a cigarette and opened her mum's guidebook.
We sat around the flat for hours. I suggested going out, but Effy kept saying she wanted to be here. In case Anthea came home early. 
Yeah. Right. 
Effy kept disappearing at ten-minute intervals. The fifth time she came back breathless into the flat, I confronted her in the hallway.
'Training for the marathon?' I asked.
Effy scowled as she pushed past me. 'No...just feel restless, that's all.'
'Well let's go out, then,' I said. 'I'm going fucking stir crazy in here.'
She shook her head. 'You go out if you want.'
I sighed and went back into the kitchen for another half-hour of headfuck Italian radio.
Aldo didn't appear. I figured he was busy tending to Florence too.
Effy was like a cooped-up Rottweiler. Snarling at me every time I opened my mouth. Time to leave. It wasn't working out and I kind of missed my own dysfunctional little family. 
Then finally, this afternoon, Anthea came home. Aldo was with her.
Effy was scrubbing out some pan that had not in actual fact been used. She was fucking weird. 
'Florence is out of danger,' sighed Anteah, sinking into one of the kitchen chairs. 'Poor lady. Her family's miles away.'
Effy didn't answer, just turned the tap to maximum velocity, deafening the rest of us.
Aldo crossed over to the sink and turned it off. 'Your mother is exhausted,' he told her, not unkindly. 'Please. She needs quite.'
Effy dropped the pan headlong into the soapy water, splattering him.
'She can fucking have it then,' she said, walking out and slamming the kitchen door.
The three of us looked at each other. Aldo rubbed Anthea's shoulder. 'She'll be fine,' he told her. 'She's upset about Florence.'
No she fucking isn't, you idiot, I thought. But I smiled at them.
'I'll go and make sure she's all right. Take her out somewhere,' I said, noticing the shared look of relief between them. 
So we ended up walking to another one of those squares and sitting on the steps for an hour. Funny, because I'd actually felt sorry for Effy then. I was on her side. 

But as I stared down into that murky water now, the couple is the gondola disappearing out of sight, I felt further away from her than ever.
Even though, in fact, we're just the fucking same. 
I got out my phone and texted my mum.
COMING BACK TOMORROW. LOVE YOU.
______________________________________

 

Katie

Wenecja nocą


Zostawiłam Effy w barze i szłam dalej. Nie miałam cholernego pojęcia dokąd zmierzałam. Chuj wie, przez ile tych mostów, niczym z domku dla lalek przeszłam, ale podeszłam do barierki jednego z nich i stałam, opierając się o nią i obserwując jakąś przytulającą się parę w gondoli. Koleś, który kierował łódką spojrzał do góry na mnie, kiedy podpłynął do mostu.
'Piękna,' wyszeptał do góry w gorące nocne powietrze.
Uśmiechnęłam się, przełykając łzy. Nie widziałeś mnie bez mojej maski, pomyślałam. Nie powiedziałbyś tak, gdybyś mnie zobaczył.
Co za kurewsko okropna noc.
Od czasu wielkiego dramatu na imprezie urodzinowej Aldo, kiedy starsza pani została wywieziona przez karetkę, a mama Effy kręciła się dookoła w panice, Effy pogrążyła się w sobie. Totalnie. Nigdy nie spędziłam z nią tyle czasu sam na sam, ale coś wam powiem: to było prawdziwe pierdolone objawienie.
Kiedy wszyscy poszli, cały szampan wyparował. Nie przejmowałam się tym. Trochę się nudziłam, próbując rozmawiać z sąsiadami, nie mając pojęcia o czym mówili.
Zaczęłam szukać jakiegoś likieru w kredensie w salonie. Smakował ohydnie. Wyplułam pierwszego łyka do umywalki w łazience i sprawdziłam ubranie. Nie po raz pierwszy w tym snobistycznym miejscu poczułam się tania i paskudna. Effy miała co do tego rację.
Effy zamknęła drzwi za ostatnim gościem, patrząc w przestrzeń. Wyglądała szczęśliwie, kiedy tak teraz o tym myślę. Kiedy myłam zęby, w głowie połączyłam ze sobą fakty. Kiedy patrzyłam na nią wcześniej, stała z Aldo. Rozpakowywał prezent, a jej twarz promieniała. Patrzyła na faceta jakby był jej wszystkimi prezentami świątecznymi w jednym. Obserwowałam jak ją objął, kiedy zobaczył co to było, a ona przycisnęła twarz do jego ramienia.
Potem Anthea weszła w pośpiechu i wszystko się skopało. Effy stała tam po prostu, przytulając samą siebie, kompletnie bezużyteczna. Kiedy Aldo i jej mama spieszyli się mówiąc wszystkim, że muszą wyjść, Effy nie mogła oderwać od niego oczu.
Ogłupiała.
Umyłam twarz i wyłączyłam światło w łazience. Kiedy weszłam do sypialni, Effy leżała na łóżku z ramionami i nogami rozłożonymi w kształcie gwiazdy, gapiąc się w sufit.
'W  porządku?' Usiadłam na skraju łóżka i ziewnęłam. 'Biedne stare dziewczę,' powiedziałam. 'Florence.'
'Taa,' odparła Effy. Podciągnęła nogi tak, że mogłam się położyć. 'Szkoda, bo właśnie zaczynałam się dobrze bawić.'
Zrobiłam minę. 'Tak, jak niewygodnie z jej strony,' powiedziałam. 'Przekręcić się dla zabawy właśnie wtedy, kiedy ty zaczynałaś się dobrze bawić.'
Effy spojrzała na mnie ostro. 'Oczywiście obchodzi mnie Flo,' powiedziała w obronie. 'Mam nadzieję, że będzie z nią OK.'
Zacisnęłam usta. 'Oczywiście, że będzie,' powiedziałam. 'Prawdopodobnie wypiła trochę sherry,' przerwałam. 'Więc, jak mniemam podobał mu się prezent. Aldo?'
'Tak mi się wydaje,' powiedziała, zbyt zwyczajnie.
'Powoli cię zauważa, tak sądzę.' Odwróciłam się do niej,opierając twarz o łokieć. 'Co o tym myślisz?'
Effy nie odpowiedziała od razu. Wyciągnęła spod nas pościel i owinęła ją częściowo wokół siebie. 'Może,' powiedziała w końcu. 'Kto wie?' Zgasiła lampkę przy łóżku. 'Jestem wykończona,' dodała śpiąco. 'Spróbuj dzisiaj za głośno nie chrapać.'
'Bezczelność, kurwa.' ześlizgnęłam się i odwróciłam w drugą stronę.
Coś było na rzeczy. Tylko jeszcze nie całkiem rozpracowałam co.
Tego ranka Antea była wciąż w szpitalu z Florence. Napisała do Effy SMS'a, żeby była na bieżąco. Powiedziała, że wróci jak tylko starsza pani będzie stabilna.
'Myślisz, że Aldo jest z nią?' powiedziałam niewinnie kiedy jadłyśmy czekoladowe ciastka w kuchni.
'Skąd mam wiedzieć?' Effy odpowiedziała opryskliwie. Zapaliła papierosa i otworzyła przewodnik swojej mamy.
Siedziałyśmy w mieszkaniu od kilku godzin. Zaproponowałam wyjście, ale Effy wciąż powtarzała, że chce być w domu. Na wypadek gdyby Anthea wróciła wcześniej.
Ta, jasne.
Effy co jakiś czas gdzieś znikała na dziesięć minut. Za piątym razem wróciła zziajana do mieszkania, a ja skonfrontowałam się z nią w przedpokoju.
'Trenujesz do maratonu?' zapytałam.
Effy spojrzała na mnie wilkiem, kiedy mnie mijała. 'Nie...po prostu jestem niespokojna, to wszystko.'
'Cóż, wyjdźmy gdzieś w takim razie,' powiedziałam. 'Zaraz tu kurwa zwariuje.'
Pokręciła głową. 'Idź jak chcesz.'
Westchnęłam i wróciłam do kuchni po kolejne pół godziny dostawania pierdolca przez włoskie radio.
Aldo się nie pojawił. Domyślałam się, że był również zajęty opiekowaniem się Florence.
Effy była jak ściśnięty Rottweiler. Warczała na mnie za każdym razem, kiedy otwierałam buzię. Czas, żeby wyjechać. To nie działało, a ja w pewnym sensie tęskniłam za moją własną dysfunkcyjną małą rodzinką.
Potem w końcu, tego popołudnia, Anthea wróciła do domu. Aldo był z nią.
Effy szorowała jakąś miskę, która właściwie nie była używana. Zachowywała się kurwa dziwnie.
'Florence już nic nie grozi,' westchnęła Anthea, słaniając się na jedno z krzeseł w kuchni. 'Biedna kobieta. Jej rodzina jest wiele mil stąd.'
Effy nie odpowiedziała, tylko odkręciła wodę tak mocno, że zagłuszała nas wszystkich.
Aldo podszedł do zlewu i zakręcił kurek. 'Twoja matka jest wyczerpana,' powiedział jej, ale nie niemiło. 'Proszę. Ona potrzebuje ciszy.'
Effy upuściła miskę wprost do zamydlonej wody, ochlapując go przy tym.
'No to może ją kurwa mieć,' powiedziała wychodząc i trzaskając drzwiami.
Nasza trójka spojrzała na siebie. Aldo potarł ramię Anthei. 'Będzie z nią dobrze,' powiedział jej. 'Martwi się o Florence.'
Nie, kurwa nie martwi się, ty idioto, pomyślałam. Ale uśmiechnęłam się do niego.
'Pójdę i upewnię się czy wszystko z nią w porządku. Zabiorę ją gdzieś,' powiedziałam, zauważając jak wymienili spojrzenia pełne ulgi.
Więc skończyłyśmy chodząc od skweru do skweru i siedząc na stopniach przez godzinę. Zabawne, ponieważ naprawdę było mi wtedy szkoda Effy. Byłam po jej stronie.

Ale kiedy spojrzałam w dół na tą mroczną wodę, znikającą parę w gondoli, poczułam się dalej od niej niż kiedykolwiek.
Nawet pomimo tego, że jesteśmy kurwa takie same.
Wyciągnęłam telefon i napisałam do mamy.
WRACAM JUTRO. KOCHAM WAS.

____________________________________________________________________________
Tak wam powiem, że policzyłam i do końca zostały 22 rozdziały, a do tej pory dodałam już 34 (chyba, że się pomyliłam w liczeniu - to też możliwe) :P Kto czeka na nowy sezon Skins? Najbliższy odcinek już w poniedziałek. :D

A poza tym nie wiem kiedy dodam kolejny rozdział, bo zaczyna się u mnie remont i z tej okazji przeprowadzę się chyba do babci, a tam nie mam dostępu do internetu, ale jakoś spróbuję dodać kolejny rozdział najszybciej jak będę mogła!


poniedziałek, 24 czerwca 2013

Effy.

Effy

Tuesday 18 August

Late afternoon in Venice


'Jesus, you want him so bad,' said Katie. She was looking at me with a kind of wonder. Like she was seeing someone different. Another me.
I lit a fag. 'Don't be ridiculous.'
'I'm not fucking blind.' She grabbed my cigarette and took a drag. Coughed melodramatically and handed it back. 'I've seen it before, remember?'
I gave her a blank look.
'Only that time, you made it just a bit more obvious by fucking him.' She hugged her knees. 'Freddie? While I was unconscious?'
I rubbed at my teeth, itchy from smoking and alcohol. 'I said I was sorry.'
'Only beacuse you didn't want him to think you were a bitch. Which he did, by the way.'
'Did he? Suppose I was.'
'The look on your face when you saw how Aldo's kids are with him...The same fucking evils you used to give me.'
I sniffed. 'Bet you loved that,' I said. 'That you had Freddie and I didn't.'
She nodded. 'Yeah. I did actually, while it lasted. You were so fucking superior. You could have your pick. They all wanted you.' She smiled. 'Until one of them didn't.'
Fucking hell, my eyes were watering. Pull yourself together you idiot, I thought.
'Effy always has to get what she wants.' Katie kicked at the step with her heel.
'Look, are you going to build a bridge and fucking get over that, or what?' I said, picking up the bottle of wine at my feet. I took a huge slug. Felt the rush of alcohol.
'I already have.' She fiddled with the strap on her sandal. 'I know when I'm beat.' She watched me as I took another moutful of wine. 'You want to give it a try. It's quite a relief actually.'
I didn't answer. I didn't have a cool comeback. I had nothing. I don't really know what it's like to be made a fool of. But when Freddie started shagging Katie...I was humiliated to say the least. Proper fucking show that was.
Katie Fitch. Desperate, needy Katie. I always thought that if those two adjectives were ever applied to me I really would kill myslef. But that's how I felt sitting in those steps with her. Needy and desperate. It's like that shit didn't stay behind after all. It got on a plane, morphed, and followed me, and it's fucking swallowed me up.
Hardly surprising that Katie had sussed it. I'd been waiting for Aldo to come over again, after his party at our place last night. Waiting, agitated. A cat on a hot tin roof. Going over and over what had happpened that day. Cringing when I thought about giving him that fucking book. Pathetic. So eager to please. I felt like a twitchy, paranoid mess. Kept making excuses to go downstairs, although he was never there.
And then when he had finally come half an hour ago, he'd been with her. All supportive and shit. Treated me like a fucking child. Well, I was acting like one.
I hated myslef.
'Anyway, Florence might be back from hospital now,' said Katie, totally changing the subject. 'Now she's better.'
Florence had been taken away in an ambulance after the party. A mild stroke, they said. Mum had been with her all night.
'Yeah, I'll go and see her,' I said. I took out another cigarette, my hand tembling as I lit it.
'Effy?' Katie craned round to look at me. 'You OK?'
'Fine,' I said, just as my phone beeped. Mum probably. I took it out of my bad ans clicked on my messages. Something flooded through me as I saw his name. Warmth? Cold? I don't know.
I swallowed and opened up the message. The first one for weeks.
DON'T BOTHER COMING BACK.
Shaking, I dropped my phone, and the tears were coming.
'Effy? Fucking hell.' Katie got up and danced around me, picking up the phone. 'What's going on? Who was that?'
She looked at the message still open on the screen. Looked back at me.
'Don't you fucking dare gloat,' I told her, wiping my nose with my sleeve.
There was silence as I kept my head down, level with Katie's cork sandals.
'I'm not gloating,' she said quietly. She moved to sit beside me on the step. I was still holding my cigarette, burnt down to its butt. She took it gently from me and stubbed it out on the ground. 'Stuff comes back and bites you on the arse,' I heard her say, although the blood was still pounding in my head. 'I suppose you're meant to learn from it, or some cliched bollocks like thaht.'
I looked up, expecting a patronising smile on her baby-doll face. But there was something different there. Pity.
And we can't have that.
I rubbed at my eyes, dryer now. And breathed out slowly. It was five o'clock. A bit early for an aperitif, but fuck it.
'I don't give a toss,' I said. 'He can go fuck himself. They all can.' I checked to see how much money I had. 'Come on,' I told her. 'We're going to get wasted.'
'OK,' said Katie, looking at me warily. 'If that's what you want.'
By nine o'clock I could hardly stand up, and Katie was leaning against the counter of this little bar we were in. It was heaving with people. A chiselled-looking guy in his early twenties was standing looking at me from the other side. He said something to the bloke he was with, and came over.
'Ciao,' he said showing all his teeth and ingoring Katie. Scruffy leather jacket and a thin T-shirt so you could see the muscles in his chest. He gestured at my glass, adding in good English, 'Can I buy you a drink?'
'Sure,' I said coolly. 'As many as you like.' Katie giggled. 'And one for my friend here, please.'
'Bossy,' he said, amused, looking me up and down. 'You are always so demanding?'
'You don't ask, you don't get.' I said airily, giving him my glass. 'Excuse us...We're just going outside for some additional sustenance.' He raised an eyebrow as I pushed Katie towards the door.
Outside, I clumsily rolled another slpiff under one of the tables. And older, well-dressed couple strolling past, arm in arm, looked disdainfully at me and what I was doing.
'Is there a problem?' I asked them loudly. The man shook his head, whispering something to his wife.
'Fuck off then,' I called after them. 'Tossers.'
'Effy,' Katie said, shocked. 'Watch it. You'll get us bloody arrested.'
I patted her arm. 'Effy knows what she's doing.'
Katie didn't exactly look reassured as I lit the spliff. 'I don't-'
But I inhaled as she spoke and had an immediate head rush and nausea. I could feel the sweat on the back of my neck. I held the joint away from me. 'Wow,' I said. 'I think I may be fucked.'
'You don't say,' said Katie, waving away the joint when I offered it to her. 'Let's go back inside.'
I dropped the spliff on the ground and followed her through the doors, where Chisel Face was waiting. He held up two glasses of celar liquid. I grabbed one of them, and sniffed it.
'I hope you haven't put Rohypnol in that,' I said rudely.
Katie looked apologetically at him. 'My name's Katie,' she said, demurely. 'And this is my friend Effy.'
The guy nodded, looking distinctly put off by both of us. No matter.
'Anyway, cheers then,' I said, clinking my glass against his bottle of beer. 'Laters.'
I gripped Katie's arm and led her through the door to the toliets. I had an urgent need to vomit.
As I emerged from the cubicle ten minutes later, Katie was waiting for me, leaning up against the Durex machine.
'Getting some supplies?' I slurred. 'Case you get lucky?'
'No.' Katie handed me a paper towel. 'Wipe your face. You've got sick all over it.'
I snatched it off her and looked in the mirro. My eye make-up had run in ugly  rivulets down my face, which was pale and blotchy from the vomiting. A bit of sick was stuck in my hair. I pawed at it with my hand.
'I'll take you home,' said Katie, coming towards me. 'Come on.'
I ignored her, wiping my face with the paper towel.
'Effy,' Katie persisted. She put her hand on my shoulder. 'It probably won't always be this shit.'
I turned and inclined my head, looked at her impassively for a second. 'Well, not for me it won't.'
I watched her expression turn from concerned to confused.
'See, I don't have to try, Katie. Not like you. You'll always have to try. Because...well, let's face it, you're not actually all that under your Widow Twanky make-up. And you're really not very bright. You're just...' I waved my hand around her face. 'So. Fucking. Pointless.' I stuck my bottom lip out at her, shrugged and chucked the towel into the bin.
Katie looked like I'd slapped her. 'You're really fucking out of it, Eff-'
'Oh, I'm not that out of it,' I hissed. 'Because you're just  as sad and cheap and desperate as you are when I'm sober.' I paused, smiled sweetly: 'Might as well fucking kill yourself now 'cause, belive me - and I'm saying this as a friend - no one's ever going to want you.'
Katie moved towards me, her face perfectly composed.
'Whatever makes you feel better, Effy.' She turned to go, but stopped. 'I know you can't fucking stand me seeing you chase after your little crush.' She raised her finger and pointed it at me. 'But most of all, you can't stand it that you might, in any way, shape or fucking form, have anything in common with me.' She dropped her hand and opened the door.
'I'll be gone tomorrow,' she said. 'First thing.'
___________________________


Effy

Wtorek 18 Sierpnia

Późne popołudnie w Wenecji


'Jezu, tak bardzo go pragniesz,' powiedziała Katie. Patrzyła na mnie z pewnego rodzaju zdziwieniem. Jakby widziała kogoś innego. Inną mnie.
Zapaliłam papierosa. 'Nie bądź śmieszna.'
'Nie jestem kurwa ślepa.' Chwyciła mojego papierosa i wzięła bucha. Kaszlnęła melodramatycznie i oddała mi go. 'Już to wcześniej widziałam, pamiętasz?'
Obdarzyłam ją zdezorientowanym spojrzeniem.
'Tylko tamtym razem uczyniłaś to bardziej oczywistym, pieprząc go.' Przytuliła swoje kolana. 'Freddiego? W chwili kiedy byłam nieprzytomna?'
Potarłam zęby, świerzbiące od palenia i alkoholu. 'Przeprosiłam.'
'Tylko dlatego, że nie chciałaś, żeby pomyślał, że byłaś suką. Co i tak zrobił, tak na marginesie.'
'Naprawdę? Przypuszczam, że byłam.'
'Wyraz twojej twarzy kiedy zobaczyłaś Aldo z dziećmi...tak samo kurwa zły, jak ten którym obdarzałaś kiedyś mnie.'
Pociągnęłam nosem. 'Założę się, że to uwielbiałaś,' powiedziałam. 'To, że miałaś Freddiego, a ja nie.'
Przytaknęła. 'Ta. Właściwie to tak, uwielbiałam, wtedy kiedy to trwało. Byłaś taka kurewsko wyniosła. Mogłaś wybierać. Oni wszyscy cię chcieli.' uśmiechnęła się. 'Dopóki jeden z nich przestał.'
Do diabła, moje oczy napełniały się łzami. Ogarnij się, ty idiotko, pomyślałam.
'Effy zawsze musi dostać to czego chce.' Katie kopnęła obcasem stopień.
'Słuchaj, zamierzasz się z tym pogodzić, czy co?' powiedziałam, podnosząc butelkę z winem. Wzięłam dużego łyka. Poczułam pęd alkoholu.
'Już to zrobiłam.' Bawiła się paskiem od sandała. 'Wiem kiedy jestem pokonana.' Patrzyła na mnie kiedy brałam kolejny łyk wina. 'Chcesz spróbować. To właściwie jakaś ulga.'
Nie odpowiedziałam. Nie miałam chłodnej odpowiedzi. Nic nie miałam. Nie wiem jak to jest kiedy ktoś robi cię w konia. Ale kiedy Freddie zaczął posuwać Katie...Byłam co najmniej upokorzona. To było niezłe pierdolone przedstawienie.
Katie Fitch. Zdesperowana, potrzebująca Katie. Zawsze myślałam, że gdyby te dwa przymiotnik kiedykolwiek określały mnie, to naprawdę bym się zabiła. Ale tak się czułam, siedząc na tych schodach razem z nią. W potrzebie i zdesperowana. To tak jakby to gówno nigdy cię nie opuściło. Wsiadłam do samolotu, odmieniona, ale to za mną podążyło i mnie kurwa połknęło.
Średnio mnie zdziwiło, to że Katie to rozpracowała. Czekałam  aż Aldo znów wpadnie, po jego imprezie u nas ostatniego wieczoru.Czekałam poruszona. Jak kotka na rozgrzanym dachu. Przerabiając cały czas to, co stało się tamtego dnia. Wzdrygałam się, kiedy myślałam o tym jak dałam mu tę pierdoloną książkę. Żałosne. Byłam taka żarliwa, żeby go zadowolić. Czułam się jak jakiś trzęsący się, obsesyjny bałagan. Ciągle wymyślałam powody, żeby zejść na dół, mimo tego, że nigdy go tam nie było.
I w końcu kiedy przyszedł pół godziny temu, był z nią. Wspierający i tego typu gówna. Traktował mnie jak jebane dziecko. Cóż, zachowywałam się tak.
Nienawidziłam siebie.
'W każdym razie, Florence może teraz wyjść ze szpitala,' powiedziała Katie, zupełnie zmieniając temat. 'Teraz ma się lepiej.'
Florence została zabrana przez karetkę po imprezie. Lekki wylew, tak powiedzieli. Mama była z nią przez całą noc.
'Taa, pójdę i się z nią zobaczę,' powiedziałam. Wyjęłam kolejnego papierosa, a moja ręka trzęsła się kiedy go zapalałam.
'Effy?' Katie odwróciła głowę, żeby na mnie spojrzeć. 'Wszystko ok?'
 'W porządku,' powiedziałam, akurat kiedy odezwał się mój telefon. Prawdopodobnie mama. Wyjęłam go z torebki i kliknęłam na wiadomości. Coś przeze mnie przeszło kiedy zobaczyłam jego imię. Ciepło? Zimno? Nie wiem.
Przełknęłam ślinę i otworzyłam wiadomość. Pierwszą od tygodni.
NIE ZAWRACAJ SOBIE GŁOWY POWROTEM.
Trzęsąc się, upuściłam telefon i nadeszły łzy.
'Effy? Do diabła.' Katie wstała i przeszła obok mnie tanecznym krokiem, podnosząc mój telefon. 'Co się dzieje? Kto to był?'
Spojrzała na wciąż otwartą wiadomość. Potem znów na mnie.
'Nie waż się kurwa napawać tym widokiem,' powiedziałam jej, wycierając nos rękawem.
Panowała cisza, kiedy trzymałam moją głowę spuszczoną w dół, na poziomie sandałów Katie.
'Nie napawam się,' powiedziała cicho. Ruszyła się, żeby siąść obok mnie na stopniu. Wciąż trzymałam papierosa, wypalonego aż do filtra. Zabrała go delikatnie ode mnie i zgasiła o ziemię. 'Rzeczy wracają do ciebie i gryzą cię w dupę,' usłyszałam, mimo, że krew wciąż pulsowała w mojej głowie. 'Przypuszczam, że nauczysz się czegoś z tego, albo z innej bzdurnej frazy jak to.'
Podniosłam wzrok oczekując pobłażliwego uśmiechu na jej dziecięcej twarzy. Ale było na niej coś innego. Litość.
A o tym nie mam mowy.
Przetarłam oczy, teraz bardziej suche. I powoli odetchnęłam. Była piąta. Trochę za wcześnie na aperitif*, ale jebać to.
'Mam to w dupie,' powiedziała. 'On może pójść się pierdolić. Oni wszyscy mogą.' Sprawdziłam ile miałam pieniędzy. 'Chodź,' powiedziałam jej. 'Idziemy się najebać.'
'Ok,' odparła Katie, patrząc na mnie uważnie. 'Jeśli tego chcesz.'
O dziewiątej ledwo trzymałam się na nogach, a Katie opierała się o kasę w tym małym barze, w którym byłyśmy. Był wypełniony ludźmi. Wyglądający na wyrzeźbionego chłopak, mający około dwudziestu lat, stał patrząc na mnie z drugiego końca. Powiedział coś do kolesia z którym był i podszedł.
'Ciao,' powiedział ukazując przy tym wszystkie swoje zęby i ignorując Katie.
Niechlujna skórzana kurtka i cienki T-shirt, żeby można było zobaczyć mięśnie na jego klatce piersiowej. Wskazał na moją szklankę i dodał w dobrym angielskim, 'Mogę kupić ci drinka?'
'Jasne,' powiedziałam chłodno. 'Tak dużo jak ci się podoba.' Katie zachichotała. 'I jeden dla mojej przyjaciółki, proszę.'
'Despotyczna,' powiedział rozbawiony, lustrując mnie od góry do dołu. 'Zawsze jesteś taka wymagająca?'
'Nie pytasz, nie dostajesz.' odparłam beztrosko, dając mu swoją szklankę. 'Wybaczcie nam...idziemy tylko na zewnątrz po trochę dodatkowego wsparcia.' Koleś uniósł brew, kiedy popchnęłam Katie w kierunku drzwi.
Na zewnątrz, niezdarnie skręciłam kolejnego skręta pod jednym ze stołów. Jakaś starsza, dobrze ubrana para spacerująca ramię w ramię spojrzała na mnie pogardliwie, kiedy to robiłam.
'Jest jakiś problem?' zapytałam ich głośno. Mężczyzna pokręcił głową, szepcząc coś do swojej żony.
'W takie razie się odpierdolcie,' zawołałam za nimi. 'Głupki.'
'Effy,' powiedziała zszokowana Katie. 'Uważaj. Przez ciebie nas cholera zaaresztują.'
Poklepałam ją po ramieniu.'Effy wie co robi.'
Katie nie wyglądała na zupełnie przekonaną, kiedy zapaliłam skręta. 'Ja nie-'
Ale zaciągnęłam się w momencie, którym mówiła i dostałam bólu głowy i mdłości. Poczułam pot na karku. Odsunęłam jointa daleko od siebie. 'Wow,' powiedziałam. 'Wydaje mi się, że mogę być najebana.'
'Co ty nie powiesz,' powiedziała Katie, machając przecząco rękami, kiedy zaoferowałam jej jointa. 'Wracajmy do środka.'
Upuściłam skręta na ziemię i podążyłam za nią przez drzwi, gdzie czekała Wyrzeźbiona Twarz. Trzymał dwa kieliszki czystego płynu. Chwyciłam jeden z nich i powąchałam. 
'Mam nadzieję, że nie wrzuciłeś do tego Rohypnolu,' powiedziałam niegrzecznie. 
Katie spojrzała na niego przepraszająco. 'Mam na imię Katie,' powiedziała skromnie. 'A to moja przyjaciółka Effy.'
Koleś pokiwał głową, wyglądając na wyraźnie zniechęconego przez nas obie. To bez znaczenia.
'W każdym razie dzięki,' powiedziałam stukając moim kieliszkiem o jego butelkę piwa. 'Na razie.'
Chwyciłam Katie za rękę i poprowadziłam przez drzwi do toalety. Miałam natychmiastową potrzebę, żeby zwymiotować. 
Kiedy dziesięć minut później wyłoniłam się z kabiny, Katie czekała na mnie oparta o maszynę Durexa. 
'Zaopatrzasz się?' wybełkotałam. 'Na wypadek gdyby ci się poszczęściło?'
'Nie.' Katie podała mi papierowy ręcznik. 'Wytrzyj sobie twarz. Jesteś cała zarzygana.'
Wyrwałam to od niej i spojrzałam w lustro. Makijaż z moich oczu spłynął nieładnymi strumieniami po mojej twarzy, która była blada i cała w plamach od wymiotowania. Trochę rzygów zostało mi na włosach. Strzepnęłam je ręką.
'Zabiorę cię do domu,' powiedziała Katie zbliżając się do mnie. 'Chodź.'
Zignorowałam ją, wycierając twarz papierowym ręcznikiem. 
'Effy,' Katie nalegała. Położyła rękę na moim ramieniu. 'Prawdopodobnie nie zawsze będzie tak gównianie.'
Odwróciłam się i odchyliłam głowę, patrzyłam na nią obojętnie przez kilka sekund. 'Cóż, dla mnie nie będzie.'
Patrzyłam na jej emocje zmieniające się z zaniepokojenia do zdezorientowania. 
'Widzisz, ja nie muszę się starać, Katie. Nie jak ty. Ty zawsze musisz się starać. Ponieważ...cóż, spójrzmy prawdzie w oczy, nie jesteś zupełnie taka pod tym makijażem wdowy Twankey. I naprawdę nie jesteś zbyt bystra. Jesteś po prostu...' Zamachałam rękami wokół jej twarzy. 'Taka. Kurewsko. Beznadziejna.' Wydęłam do niej dolną wargę; wzruszyłam ramionami i wrzuciłam papier do śmietnika. 
Katie wyglądała jakbym ją spoliczkowała. 'Naprawdę nie masz o tym kurwa pojęcia, Eff-'
'Oh, mam o tym pojęcie,' syknęłam. 'Ponieważ jesteś tak samo smutna, tania i zdesperowana jak jesteś wtedy, kiedy ja jestem trzeźwa.' Przerwałam i uśmiechnęłam się słodko: 'Możesz równie dobrze się kurwa teraz zabić, bo, uwierz mi - i mówię to jako przyjaciółka - nikt nigdy nie będzie cię chciał.'
Katie zbliżyła się do mnie, jej twarz była idealnie spokojna. 'Cokolwiek sprawia, że poczujesz się lepiej, Effy.' Odwróciła się, żeby odejść, ale jednak zatrzymała się. 'Wiem, że nie możesz znieść tego, że widzę jak uganiasz się za swoim małym zauroczeniem.' Podniosła palec i wskazała nim na mnie. 'Ale najbardziej nie możesz znieść tego, że możesz w jakikolwiek sposób mieć coś wspólnego ze mną.' Opuściła dłoń i otworzyła drzwi. 
'Zniknę jutro,' powiedziała. 'Pierwszym pociągiem.'
____________________________________________
*Aperitif - alkohol podawany przed posiłkiem do pobudzenia apetytu.



środa, 12 czerwca 2013

....

Przepraszam wszystkich za ponad miesięczną przerwę. Byłam tak zabiegana, że naprawdę nie byłam nawet w stanie myśleć o dodawaniu rozdziałów. Ale teraz się to zmieni i mam zamiar wszystko nadrobić :D Przepisuję teraz kolejny rozdział (który jest o Effy) i planuję go przetłumaczyć i dodać do końca tygodnia. :) Mam nadzieję, że bardzo się na mnie nie gniewacie! :)