piątek, 16 listopada 2012

JJ.

JJ

Kebab shop


'Fuck off, fruitnut,' said Cook. 'This ain't got nothing to do with Effy. So, are you going to keep score?'
It was 2 am and Cook and I were at the counter of Abrakebabra. We'd been at the Caves, where Freds and Cook had both had sex (not with each other. Even Cook draws the line somewhere. And not literally in the club, which I belive is frowned upon: Cook had it down an alley and Freddie left to go back to a girl's place). Pandora and Thomas and Naomi were there too, so it was a good night even if I did just dance on my own and try not to think about the fact that I was the only one without the option of post-club sex. I was sitting a song out drinking my fizzy water when Cook reappeared.
'I thought you were having sex?' I shouted.
'Yeah. Finished. Listen Jay, I've got a plan. Let's go.'
And he dragged me to the kebab shop and bought me a chips in pitta.
He explained the rules, which nearly all made sense. In a entirely morally dubious way, obviously.
There's a reason why Cook came up with this game. I'm no fan of cod psychology and actually I'm rubbish at the empathy-slash-emotional-engagement side of thinga, but in this case even I could see it. Effy wanted Freddie the whole time she was with Cook: Cook lost that game. So he's invented one he thinks he can win, which he probably will as sexual intercourse to Cook is like Earth's yellow sun to Superman. Without it, he's powerless, or he thinks he is. (Which is of course where the Superman analogy breaks down as, unless you count pre-1986 incarnations, he really is powerless without solar energy, whereas I'm almost certain the blood would continue to pump around Cook's body even if he didn't have regular exposure to girl' naughty bits.)
I put my analysis to Cook. He wasn't impressed. Hence the fruitnut comment.
'OK, I'll keep score,' I said, finally. 'But, just out of interest, why didn't you ask me to take part in the game?'
Cook grinned in a childlike manner. 'Because you'd lose, Jaykins.'
'I belive it's the taking part that counts,' I said, frowning a little.
'And so it is. Which is another area where you may fall short, my virginal friend.'
'Get lost. I'm not a virgin.'
'Might as well be, mate.'
A fair point with which I couldn't argue.
All things considered, I was pleased Cook had come up with the game. It meant he and Freddie were friends again, that they'd be happy, and therefore that I'd be happy.
Relatively speaking, obviously.

______________________________

JJ

Sklep z kebabem


'Odpierdol się poparańcu,' powiedział Cook. 'To nie ma nic wspólnego z Effy. Więc, zamierzasz pilnować wyniku?'
Była godzina 02.00 rano, a Cook i ja byliśmy przy ladzie w Abrakebabra. Wcześniej byliśmy w Caves, gdzie Freds i Cook oboje uprawiali seks (nie ze sobą nawzajem. Nawet Cook wyznacza jakieś granice. I nie dosłownie w klubie, co, jak sądzę nie jest dobrze widziane: Cook zrobił to na końcu aleji, a Freddie wyszedł, żeby wrócić do mieszkania dziewczyny). Pandora, Thomas i Naomi też tam byli, więc była to dobra noc, nawet jeśli tańczyłem sam ze sobą i próbowałem nie myśleć o fakcie, że byłem jedynym bez opcji uprawiania przypadkowego-klubowego seksu. Nuciłem piosenkę pijąc moją gazowaną wodę kiedy Cook się pojawił.
'Myślałem, że uprawiasz seks?' wykrzyczałem.
'Taa. Skończyłem. Słuchaj Jay, mam plan. Chodźmy.'
I zaciągnął mnie do sklepu z kebabem, gdzie kupił mi frytki w pittcie.
Wyjaśnił zasady, które prawie miały sens. W całkowicie wątpliwie moralny sposób, oczywiście.
Jest powód dla którego Cook wymyślił tę grę. Nie jestem fanem kodu psychologii i właściwie jestem kiepski w analizowaniu emaptycznego-cięcia-emocjonalnego-przywiązania, ale w tym wypadku nawet ja potrafiłem to dostrzec. Effy chciała Freddiego przez cały ten czas, kiedy była z Cookiem: Cook przegrał tą grę. Więc wymyślił jedną, którą myśli, że może wygrać, i prawdopodobnie wygra, bo obcowanie seksualne jest dla Cooka jak żółte słońce Ziemii dla Supermana. Bez tego jest bezsilny, lub myśli, że jest. (co dzieje się oczywiście kiedy Superman analogicznie załamuje się, chyba że liczy się wcielenie przed 1986, kiedy naprawdę jest bezsilny bez słonecznej energii, podczas gdy jestem pewien, że krew dalej krążyłaby w ciele Cooka nawet jeśli nie miałby regularnego dostępu do dziewczęcych majtek. )
Przedstawiłem moją analizę Cookowi. Nie był zachwycony. W związku z tym poszedł komentarz z popaprańcem.
'Ok, przypilnuje wyniku,' powiedziałem w końcu. 'Ale tak poza interesem, czemu nie zaprosiłeś mnie do wzięcia udziału w grze?'
Cook uśmiechnął się w dziecięcy sposób.  'Ponieważ byś przegrał, Jaykins.'
'Wierzę, że jest to część, która się liczy.' powiedziałem, lekko marszcząc brwi.
'I tak jest. Co jest kolejnym polem, na którym byś poległ mój dziewiczy przyjacielu.'
'Spadaj. Nie jestem prawiczkiem.'
'Mogłoby i tak być, kolego.'
Uczciwa uwaga, z którą nie mogłem się kłócić.
Biorąc to wszystko pod uwagę, byłem zadowolony, że Cook wymyślił tę grę. To znaczyło, że on i Freddie byli znów przyjaciółmi, że będą szczęśliwi, a w ten sposób ja będę szczęśliwy.
Względnie rzecz biorąc, oczywiście.

_______________________________________
Następny w niedziele zapewne ; >

środa, 14 listopada 2012

Freddie.

Freddie

The shed


'Right Freds,' said Cook, rubbing his hands together like a dirty old man. 'I've got an offer you can't refuse.' Didn't like the sound of that, not least because he was probably right. Cook has a way of getting what he wants.
'You're gonna love this one. A little game to pass the time, just you and me.'
'What about JJ?' I said.
'Jay's already in the loop, right Jaykins?' Cook leant forward in what he like to call 'his' chair - it was in my shed but whatever - and pointed his fag at me.
'You pulled last night, yeah?'
'Yeah. So?'
'It was good, yes?'
'Yes, it was most enjoyable. Is this going anywhere?'
'Right, so: four weeks, you and me, whoever gets most pussy wins. There's got to be deep penetration, man, and stuffing the same bird twice doesn't count.'
'Nice,' I said sarcastically. But as Cook's ideas go it wasn't bad. It didn't involve anything illegal, for a start. And for various reasons I was totally in the mood for oblivion of the sexual variety. Fuck it.
'Yeah, all right ten.'
'Correct answer, my friend. GayJay's keeping score, but we're gonna have to steal some evidence to give him - sticky knickers, a jizzy condom...that sort of things.'
'That doesn't sound sordid at all,' I said dryly.
It didn't really matter to me, though. Like I said, I've had it with the meaningful shit. I loved a girl. She fucked off and left me. I'm not falling into that trap again.
I still checked my phone every hour, though.
What was she doing now?
'So.' Cook stuck his hand out. 'May the best man win.'
I narrowed my eyes at him. So, that's your game is it? I thought. Well fuck it, then.
'Absolutley,' I said, ignoring his hand. 'Game on.'
__________________________________

Freddie

Szopa  


'Dobra Freds,' powiedział Cook, zacierając ręce jak brudny, stary facet. 'Mam propozycję, której nie możesz odmówić.' Nie podobało mi się brzmienie tego, conamjniej dlatego, że prawdopodobnie miał rację. Cook ma swój sposób na zdobywanie tego, czego chce.
'Spodoba Ci się. Mała gra dla zabicia czasu, tylko Ty i ja.'
'A co z JJ'em?' spytałem.
'Jay jest już w temacie, prawda Jaykins?' Cook oparł się o coś co lubił nazywać 'swoim' krzesłem - było w mojej szopie, ale wszystko jedno - i skinął na mnie papierosem.
'Posuwałeś ostatniej nocy, tak?'
'Taa. No i?'
'Było dobrze, tak?'
'Tak, bardziej przyjemnie. Czy to dokądś zmierza?'
'Dobra, więc: cztery tygodnie, Ty i ja, kto przeleci najwięcej cipek wygrywa. Musi być głęboka penetracja, stary, a faszerowanie dwa razy tej samej ptaszyny się nie liczy.
'Miło,' powiedziałem sarkastycznie. Ale pomysł Cooka nie był wcale zły. Nie zawierał niczego nielegalnego, przynajmniej na początku. I z różnych powodów byłem totalnie w humorze na rozmaitość seksualnego zapomnienia. Jebać to.
'Ta, w porządku.'
'Poprawna odpowiedź, przyjacielu. GejJay pilnuje wyniku, ale będziemy musieli zdobyć jakieś dowody dla niego - lepkie majtki, zużyty kondom...tego typu rzeczy.'
'To w ogóle nie brzmi podle,' - powiedziałem sucho.
Chociaż to właściwie nie miało dla mnie znaczenia. Jak powiedziałem, miałem to głęboko w dupie. Kochałem dziewczynę. Ona spierdoliła i zostawiła mnie. Więcej się w takie coś nie pakuję.
Chociaż wciąż co godzinę sprawdzałem telefon.
Co teraz robiła?
'Więc.' Cook wyciągnął dłoń. 'Niech wygra najlepszy.' Przymrużyłem oczy patrząc na niego. Więc to jest Twoja gra, tak? pomyślałem. Cóż, jebać to.
'Absolutnie,' powiedziałem, ignorując jego dłoń. 'Gra rozpoczęta.'
_______________________________
Kolejny w piątek ;)


niedziela, 11 listopada 2012

Cook.

Cook

Thursday 6 Agust

A bus stop


'Fuck me.' I took the spliff out of my mouth and gave it to Freddie. 'Fucking weak as piss, that. Who give you that, man? It's rancid.'
Freddie give me one of his little-boy-lost faces. Shrugged his skater-twat shoulders. 'Dunno. Mate of Karen's, I think.' He checked my face, which was full-on fucking incredulous. 'No, not Johnny White. I'm not fucking stupid.' He chucked the spliff in the gutter.
'Good to hear it, my friend!' I slapped his arm, pulled my hand away and wrung it in the air. 'You been fucking lifting forklift trucks, Fredster? Your biceps: hard as a fucking brick.'
JJ smiled, that serene smile. Don't drink, don't really smoke, our resident fucking looney tunes. What the fuck does he use to take the edge off? He pointed at the soggy spliff.
 'Are you keen to get hassled by those two upset-looking policeman coming towards us? Or are you both off your heads? Literally, or otherwise.' He bent down, picked up the joint and threw it over his shoulder.
'Little bastard,' came this spindly old bag's voice behind us. 'Went straight in my shopping that did.'
Freds, JJ and I shrugged simultaneously. Fred and I smirked. Didn't know her. Didn't care. 
'No respect for anything these days, you lot,' the hag went on. She poked JJ in the back. 'You, young man. I know your mother...she collects my library books for me. Oh, I've seen you in her car. Don't think I won't tell her what you've been up to...'
'I didn't. I wasn't-' spluttered JJ, red as a fucking beetroor. Freds and I snorted with laugher. And I couldn't help myself, I turned round. 
'Fancy a quick one?' I said, running my tongue over my lips. 'Bus won't be here for ages.'
As the old crone opened and shut her wizened old trpa, the three musketeers legged it all the way back to Fred's place.
I had a proposition for him.
______________________________________

Cook

Czwartek 6 Sierpnia

Przystanek autobusowy 

 

'Ja jebie.' Wyjąłem z ust skręta i dałem go Freddiemu. 'Słabe to jak szczyny. Kto Ci to daje stary?
To jest zjełczałe.'
Freddie obdarzył mnie jednym z tych jego spojrzeń małego-zagubionego-chłopca. Wzruszył swoimi skejtowo-cipkowatymi ramionami. 'Nie wiem. Chyba znajomy Karen.' Sprawdził wyraz mojej twarzy, który był kurwa pełen zdziwienia. 'Nie, nie Johnny White. Nie jestem kurwa głupi.' Wyrzucił skręta do ścieków. 
'Dobrze to słyszeć, przyjacielu!' Poklepałem go po ręce, po czym odsunąłem dłoń i wykręciłem ją w powietrze. 'Podnosiłeś kurwa wózki widłowe, Fredster? Twój biceps: twardy jak jebana cegła.'
JJ uśmiechnął się, tym pogodnym uśmiechem. Nie pije, nie pali, nasz stały, pierdolony, zwariowany animek. Czego on właściwie używa, żeby się odstresować? Spojrzał dobitnie na rozmokłego skręta.
'Jesteście zainteresowani problemami z tymi dwoma policjantami, wyglądającymi na zdenerwowanych, idącymi prosto w naszym kierunku? Czy oboje straciliście rozum? Dosłownie, lub w przenośni.' Pochylił się, podniósł jointa i wyrzucił go przez ramię.
'Mały drań,' doszedł nas głos patykowatej starej baby za nami. 'Wleciało prosto w moje zakupy.'
Freds, JJ i ja jednocześnie wzruszyliśmy ramionami. Uśmiechnęliśmy się wymuszenie z Fredem. Nie znaliśmy jej. Nie obchodziła nas.
'Zero szacunku dla czegokolwiek w tych czasach' Wiedźma się rozkręciła. Szturchnęła JJ'a w plecy. 'Ty, młody człowieku. Oh, znam Twoją matkę...gromadzi książki do mojej bliblioteczki. Oh, widziałam Cię w jej samochodzie. Nie myśl sobie, że jej nie powiem o tym co zamierzałeś...'
'Ja nie. Nie zamierzałem-' bełkotał JJ, czerwony jak pierdolony burak. Freds i ja parsknęliśmy śmiechem. Nie mogłem nic na to poradzić, więc odwróciłem się.
'Chętna szybko na jednego?' powiedziałem, przejeżdżając językiem po ustach. 'Autobus nie będzie czekał wiecznie.'
Kiedy stara baba otworzyła i zamknęła swoją pomarszczoną jadaczkę, trzej muszkieterowie zostawili ją w tyle, idąc do Freddiego.
Miałem dla niego propozycję.
________________
Kolejny jakoś w środę. ; >

piątek, 9 listopada 2012

Effy.

Effy 

Wednesday 5 August

A cafe in Venice


Fuck it's hot here. I finally took my boots off and put on flipflops yesterday. Some green Havaianas Mum bought me for a stupid amount of money. I felt naked in them at first. My boots and I have been through a lot od shit together. Like, they're my armour.
I got up really early this morning. I just couldn't face sitting at that table with its weird plastic top eating disgustig hard Italian bread and jam, with Mum putting on the fake happy act, trying to think of thins for us to do together. She must have read that fucking Time Out Guide to Venice back to front, and now she wants us to go on a culture tour together. Make sure that no part of Venice is left unturned.
She's trying, I know she is, but everything about her gets on my nerves.
Since our first day, I was hoping I'd bump into Aldo again. I'd even go extra slowly past his floor and stop in the stairwell, listening for his door to open. I didn't have the balls to actually knock on it.
But this morning we collided by the pigeon holes. He was sorting through his post. My flipflops were making even more of a racket than my boots as I stepped down towards him. I dpn't do embarrassed, but I came close then. Aldo looked up at me and smiled. 
'Good morning,' he said. 'How are you and your mother settling in?'
'Good thanks.' I looked at the mail in his hand. 'You've got a lot of letter.'
Aldo sighed. 'Yes, yes. Always bills to pay, money for my wife's lawyers. Money for my children...And this apartment. It never ends.'
My wife. Who'd fucked someone else? I wondered. Him, or her?
'You've got kids?' I asked innocently, playing for time. 'You don't live with them?'
'I am getting divorced form their mother,' Aldo said. 'It is necessary to be apart from them. Though I don't want to be. It's hard.' He waved a brown envelope at me. 'And it is very expensive!'
'Sorry,' I said. 'It must be a bit shit.'
Aldo shrugged and stuffed the letters in his jacket pocket. He gave me a sidelong look.
'And where is your father?' he said straightforwadly.
'I have no idea.' My turn to shrug. 'They're separated.'
'I'm sorry. Poor you,' he said. 'It's hardest on children.'
We fell silent. Nice bloke I thought. Kind, but too nosey.
'So, Effy,' he said after a bit. 'What are you doing today?'
'Dunno. Maybe explore some more,' I said. 'And get lost, probably.'
'It is a labyrinthine city, there is definitely a risk of that if you don't know it.' He paused. 'But sometimes it can be...liberating to be lost.' He looked straight into my eyes as he spoke. 'Don't you think?'
Come with me.
'Maybe you could come...show me around?'
He looked at his watch and then, just then, I saw his eyes flicker over my body. He paused.
'Why not?' he said. 'It will do me goo, too.' He gestured me through the door fisrt. 'Let's go.'
'Where are we going?' I asked.
'Santa Maria dei Miracoli,' he said, rolling the words on his tongue.
I imagined that tongue on other places. My tits for starters/
'And that is?'
'A church.'
'Great.'
'You'll love it,' he said.
'I'm an atheist,' I said.
He shook his head, frowning a little. 'Come on. You are surely more intellligent than that.'
Jesus. I seemed to have turned into Katie Fitch. The queen of thick and shallow.
'It was a joke,' I said feebly. 'Sort of.'
Aldo smiled encouragingly at me.
'Ah. The English sense of humour! I need time to adapt I think.'

We walked through a maze of cobbled streets and alleys where, up above, washing dried on balcony rails, and we shooed ayway all the half-starved cats to arrive in a small, scruffy square. A bell was tolling loudly.
'Here,' said Aldo, pointing at a weird flat-fronted building. 'The most beautiful place in Venice.'
It looked like nothing to me. Not like the church Dad used to drag me and my brother Tony to every Sunday when we were kids. Back when Dad fancied himself as 'spiritual'. Total bollocks obviously. That church had been big, gothic, imposing. This one looked like nothing from outside.
Aldo sensed I wasn't exactly bowled over. 'Just you wait,' he whispered, smiling like he was about to share some amazing secret.
I felt a jolt as he took my hand and led me quietly through the hude wooden doors inside and across centuries-old marble flagstones, and then I could see his point. The walls were literally coverd with brown and ivory marble patterns, leading up to a crazily high, carved wooden ceiling. It was Awesome. I could have immersed myseld in it even more if I hadn't been so conscious of Aldo's hand on my back, right between my shoulder blades.
'Well?' he said. 'What do you think?'
'I think it's fucking amazing,' I whispered.
Aldo leaned closer and whispered back in my ear, 'Your use of language is somewhat inappropriate, Effy, but your heart is in the right place.'
'Thank you,' I said, strangely thrilled.
He was wrong, though. My heart was really not in the right place.

___________________

Effy 

Środa 5 Sierpnia

Kawiarenka w Wenecji


Kurwa, ale tu gorąco. W końcu zdjęłam wczoraj moje wysokie buty i założyłam klapki. Jakieś zielone Havaianas, które mama kupiła mi za śmieszną sumę pieniędzy. Na początku czułam się w nich nago. Moje buty i ja przeszliśmy przez sporo gówna razem. Są jakby moją zbroją.
Wstałam naprawdę wcześnie tego ranka. Nie mogłam po prostu stawić czoła siedzeniu przy tym stole, z tym dziwnym, plastikowym blatem i jedzeniu obrzydliwego, twardego, włoskiego chleba z dżemem, z mamą udającą radość i próbującą wymyślić dla nas rzeczy do robienia razem. Musiała przeczytać ten pieprzony przewodnik po Wenecji od deski do deski, i teraz chce, żebyśmy sobie zrobiły kulturalną wycieczkę. Upewnić się, że żadna część Wenecji nie zostanie niezwiedzona.
Stara się, wiem, że się stara, ale wszystko w niej działa mi na nerwy.
Od naszego pierwszego dnia, miałam nadzieję, że znów wpadnę na Aldo. Mijałam jego piętro w ekstra wolnym tempie, zatrzymując się na schodach i nadsłuchując czy jego drzwi się otworzą. Nie miałam jaj, żeby zapukać.
Ale tego ranka wpadliśmy na siebie w holu ze skrzynkami pocztowymi. Przeglądał swoją pocztę. Moje klapki powodowały nawet większy hałas niż moje wysokie buty, kiedy schodziłam na dół w jego kierunku. Nie zawstydzam się, więc podeszłam bliżej. Aldo podniósł wzrok i uśmiechnął się. 
'Dzień dobry,' powiedział 'Jak się miewacie razem z mamą?'
'Dobrze, dzięki,' spojrzałam na pocztę w jego dłoni. 'Dostałeś sporo listów.'
Aldo westchnął. 'Tak, tak. Zawsze rachunki do zapłacenia, pieniądze dla adwokatów mojej żony. Pieniądze dla dzieci...i za to mieszkanie. To się nigdy nie kończy.'
Mojej żony.   Kto kogo wychujał? Zastanawiałam się. On, czy ona?
'Masz dzieci?' zapytałam niewinnie, grając na zwłokę. 'Nie mieszkasz z nimi?'
'Rozwodzę się z ich matką,' powiedział Aldo. 'To niezbędne, żebym był z dala od nich. Pomimo, że nie chcę. Jest ciężko.' pomachał na mnie brązową kopertą. 'I to bardzo drogie!'
'Przykro mi,' powiedziałam. 'To musi być niezłe gówno.'
Aldo wzruszył ramionami i wepchnął listy do kieszeni kurtki. Spojrzał na mnie z ukosu.
'A gdzie jest twój ojciec?' spytał otwarcie.
'Nie mam pojęcia.' tym razem ja wzruszyłam ramionami. 'Są w separacji.'
'Przykro mi. Biedactwo,' powiedział. 'To najtrudniejsze dla dzieci.'
Zapadła cisza. Miły koleś, pomyślałam. Uprzejmy, ale nie wścibski.
'Więc, Effy.' odezwał się po chwili. 'Co dziś robisz?'
'Nie wiem. Może trochę pozwiedzam,' odparłam 'I prawdopodobnie się zgubię.'
'To miasto to labirynt, zdecydowanie istnieje takie ryzyko, jeśli go nie znasz.' zrobił przerwę. 'Ale czasami zgubienie się może być...wyzwalające.' spojrzał prosto w moje oczy kiedy mówił. 'Nie uważasz?'
Chodź ze mną. 
'Może mógłbyś...oprowadzić mnie?'
Spojrzał na zegarek, a potem zobaczyłam jego oczy lustrujące moje ciało. Zatrzymał się.
'Czemu nie?' powiedział. 'Mi też dobrze to zrobi' Przepuścił mnie pierwszą w drzwiach. 'Chodźmy.'
'Dokąd idziemy?' spytałam.
'Santa Maria dei Miracoli,' odparł, zawijając słowa na języku.
Wyobraziłam sobie ten język w innych miejscach. Na moich cyckach, na początek.
'A to jest?'
'Kościół.'
'Świetnie.'
'Spodoba ci się,' powiedział.
'Jestem ateistką,' odparłam.
Potrząsnął głową, lekko marszcząc brwi. 'Daj spokój. Jesteś na pewno bardziej inteligentna na to.'
Jezu. Wydawało mi się, że zmieniłam się w Katie Fitch. Królową  głupoty i płytkości.
'To był żart,' powiedziałam słabo. 'W pewnym sensie.'
Aldo uśmiechnął się do mnie zachęcająco. 
'Ah. Angielskie poczucie humoru! Chyba potrzebuję czasu, żeby się przyzwyczaić.'

Szliśmy przez labirynt ulic i alejek wyłożonych kostką brukową, gdzie nad nami suszyło się pranie, i gdzie przeganialiśmy wszystkie w połowie wygłodniałe koty, które uciekały do małego, niechlujnego zakątka. Dzwon bił głośno.
'Tutaj,' powiedział Aldo, patrząc na dziwny, wyglądający z przodu jak mieszkanie budynek. 'Najpiękniejsze miejsce w Wenecji.'
Dla mnie wyglądało to jak nic. Nie jak kościół, do którego tata zaciągał kiedyś mnie i mojego brata, Tony'ego w każdą niedzielę, kiedy byliśmy dziećmi. Wtedy tata wyobrażał sobie siebie jako 'religijnego'. Totalne bzdury oczywiście. Tamten kościół był duży, gotycki, imponujący. Ten wyglądał na zewnątrz jak nic.
Aldo wyczuł, że nie rzuciło mnie to na kolana. 'Poczekaj,' wyszeptał, uśmiechając się jakby zamierzał podzielić się jakiś cudownym sekretem.
Poczułam wstrząs, kiedy złapał mnie za rękę i poprowadził cicho przez ogromne, drewniane drzwi do środka, potem przez wiekową marmurową posadę, i wtedy mogłam dostrzec o co mu chodziło. Ściany były dosłownie pokryte brązowymi i marmurowymi koloru kości słoniowej wzorami, prowadzącymi do góry, do szalenie wysokiego, rzeźbionego, drewnianego sufitu. To było Niesamowite. Pewnie zagłębiłabym się w tym nawet bardziej, gdyby nie to, że byłam świadoma ręki Aldo na moich plecach, dokładnie między moimi łopatkami.
'I?' powiedział. 'Co myślisz?'
'Myślę, że to kurewsko wspaniałe,' wyszeptałam.
Aldo nachylił się bliżej i wyszeptał wprost do mojego ucha, 'Twoje słownictwo jest w pewien sposób nieodpowiednie, Effy, ale twoje serce jest we właściwym miejscu.'
'Dziękuję,' powiedziałam dziwnie podekscytowana. 
Mylił się jednakże. Moje serce zdecydowanie nie było we właściwym miejscu.
____________________________
Kolejny rozdział chyba w niedzielę. ; )




wtorek, 6 listopada 2012

Thomas.

Thomas

Tuesday 4 August

On the way to meet Panda


After work I went to Mr Sharma's shop to buy Panda a doughnut. He was leaning on the counter reading a newspaper and picking his nose. The noise of the door made him jump. I pretended to be searching for something in my pocket and when I looked up, he was tidying the cigarettes.
'All right, Thomas?' he said.
'Very well thank you, Mr Sharma. And you?'
'Enjoying the weather, anyway. The usual?'
I nodded. Mr Sharma is a true pessimist. To him the good things are merely small consolation for a horrible life.
'Where's Pandora today?' he asked, putting a butterscotch and custard doughnut into a paper bag.
'I am on my way to meet her.'
'I bet you are. You're a lucky fucker, aren't you?'
'Yes I am.' I couldn't help smiling.
'Well don't do anything I wouldn't do.'
I ignored that. Mr Sharma in the thores of passion was not an image I wanted anywhere near my mind's eye. Even he assumed that Pandora and I were having a sxual relationship. All our friends assumed Panda and I were having a sexual relationship. I think the only people who didn't assume that we were at it comme les lapins as you say over here were my mother and Pandora's mother, and I do not think even they were convinced.
It is not that I didn't want to have sex with Pandora. I just wanted it to be parfait. I was not interested in doing it just anywhere like an animal. That way is for the likes of Cook. Not for myself.
I walked to  meet Pandora with renewed conviction. This girl that I love deserves something better than a qucik fuck behind a bench.
But as I approached our meeting point at the bus stop I could see Pandra walking up and down like a crazy person. I quickened my pace.
'Hello Panda.' I grinned at my girl, but I could not raise a smile from her face. She was very upset. 'What has happened?'
'It's not good, Thomas,' Pandora said, wiping tears from her cheeks. 'It's not fucking good.'
'What has happend?' I sat down on a seat in the shelter and beckoned to Pandora to sit next to me. 'Have you had an argument with your mother?'
'Not really,' Panda sniffed. 'Well, kind of. I mean...' She shut her eyes. 'She don't listen to me. I tried to tell her about you. About how I'm grown up now. Old enough to have a boyfriend and, do studd with him. You know?'
'Pandora! You talked to your mother about sex?'
'I wanted to.' Pandora held my hand. 'But I never even got that far.'
'Thank goodness for that.' I breathed out loduly. 'It is not respectful to talk about such things with your mother. She does not want to know about i.'
'Well, she sould!' shouted Pandora. She let go of my hand. 'It's about time, Thomas. I'm ready.'
I lookd down at the doughnut in its bag. 'The thing is, Pandora, I don't know if i am ready for that yet. Not with you. You are special. I don't want to blow it.'
'You don't love me, then?' Pandora looked terrible. 'You can't love me.'
'No. It is precisely because I do that I don't want to rush to do this,' I answered her. 'We have time, Panda. The time will be right soon.'

________________________

Thomas

Czwartek 4 Sierpnia

W drodze na spotkanie z Pandą


Po pracy poszedłem do sklepu pana Sharmy, żeby kupić Pandzie pączka. Opierał się o ladę, czytając gazetę i dłubiąc w nosie. Odgłos otwierania drzwi sprawił, że podskoczył. Udawałem, że szukam czegoś w kieszeni i kiedy podniosłem wzrok, porządkował papierosy.
'W porządku, Thomas?' spytał.
'Bardzo dobrze, dziękuje panie Sharma. A pan?'
'Cieszę się pogodą w każdym razie. To co zwykle?'
Przytaknąłem. Pan Sharma jest prawdziwym pesymistą. Dla niego dobre rzeczy są wyłącznie małymi pocieszeniami w  całym okropnym życiu.
'Gdzie jest dzisiaj Pandora?' spytał, wkładając żółtobrązowego pączka z polewą do papierowej torby.
'Jestem w drodze na spotkanie z nią.'
'Założę się, że jesteś. Jesteś szczęśliwym dymaczem, co?'
'Tak, jestem,' Nie moglem powstrzymać się od uśmiechania.
'Cóż, nie rób niczego, czego ja bym nie zrobił.'
Zignorowałem to. Pan Sharma w bólach namiętności nie był obrazem, który chciałem mieć w głowie. Nawet on zakładał, że Pandora i ja mamy seksualne relacje. Wszyscy nasi przyjaciele zakładają, że Panda i ja mamy seksualne relacje. Myślę, że jedynymi ludźmi, którzy nie zakładali, że pieprzymy się jak króliki, jak to się mówi, były matki moja i Pandory, ale nie wydaje mi się, żeby nawet one były przekonane.
To nie tak, że nie chciałem uprawiać seksu z Pandorą. Ja po prostu chciałem, żeby było idealnie. Nie interesowało mnie robienie tego gdziekolwiek, jak zwierze. To dla ludzi pokroju Cooka. Nie dla mnie.
Szedłem na spotkanie z Pandorą z odnowionym przekonaniem. Dziewczyna, którą kocham zasługuje na coś lepszego niż szybki numerek za ławką.
Ale kiedy zbliżałem się do miejsca naszego spotkania na przystanku autobusowym, dostrzegłem Pandorę chodzącą w tę i z powrotem jak szalona. 
Przyspieszyłem kroku.
'Cześć Panda.' Uśmiechnąłem się szeroko do mojej dziewczyny, ale nie potrafiłem wywołać uśmiechu na jej twarzy. Była bardzo zmartwiona. 'Co się stało?'
'Nie jest dobrze, Thomas,' powiedziała Pandora, wycierając łzy z policzków. 'Nie jest kurwa dobrze.'
'Co się stało?' Usiadłem na ławce pod daszkiem i skinąłem na Pandore, żeby usiadła obok mnie. 'Pokłóciłaś się z mamą?'
'Niezupełnie,' Panda pociągnęła nosem. 'Cóż, w pewnym sensie. To znaczy...' Zamknęła oczy. 'Ona mnie nie słucha. Próbowałam jej powiedzieć o tobie. O tym jaka już jestem dorosła. Wystarczająco, żeby mieć chłopaka i robić z nim różne rzeczy. Wiesz?'
'Pandora! Rozmawiałaś ze swoją matką o seksie?'
'Chciałam.' Pandora ścisnęła moją dłoń. 'Ale nawet do tego  nie doszłam.'
'Dzięki Bogu za to.' Wypuściłem głośno powietrze. 'Nie godzi się, żeby rozmawiać o takich rzeczach z matką. Ona nie chce o tym wiedzieć.'
'Cóż, powinna!' wykrzyczała Pandora. Puściła moją dłoń. 'Chodzi o czas, Thomas. Jestem gotowa.'
Spojrzałem w dół na pączka w torbie. 'Chodzi o to, Pandora, że nie wiem czy ja jestem na to gotowy. Nie z Tobą. Jesteś wyjątkowa. Nie chcę tego schrzanić.' 
'Więc mnie nie kochasz?' Pandora wyglądała okropnie. 'Nie możesz mnie kochać.'
'Nie. Właśnie chodzi o to, że kocham i nie chcę się z tym spieszyć,' odpowiedziałem jej. 'Mamy czas, Panda. Ten czas wkrótce nadejdzie.' 
 ______________________________
Rozdział dzień wcześniej, bo jutro prawdopodobnie nie będę mieć czasu.  Kolejny w piątek. ^^

niedziela, 4 listopada 2012

Pandora.

rozdział z dedykacją dla Kojotki. ;)


Pandora

Tuesday 4 August

At home



Since my favourite day in the whole world, the day of the Love Ball, me and Thomas have been like peas in a pod. I was just so bloody glad he still loved me. I thought I'd really gone and fucked that right up. And I know I told Katie and Emily I never wanted to do sex again after Cookie, 'cause it just makes everythin' so weird, but I didn't mean it. I wanted to surf 'n' turf Tom like you wouldn't believe.
'Course, keeping my mum totally unaware of me beccoming a woman at last is hard. Mum seems to know everythin' that's going on with me. I always walk to the end of our road to phone Thomas. She don't like me being around boys. What the flipping heck would she say if she knew what goes through my head these days!
If Effy hadn't gone off for the summer with her mum I could have talked to her about my feeling and stuff. She knows all about boys. She should do, she's got half of them with their tongues hanging out of her. Boys ain't never been a problem for Effy. Least, up until she went and fucked Freddie. Effy went a bit weird after that, and I went bit weird with Eff. She hit Katie with a rock. That ain't nice. I was proper cross with her after that. I'll always love Effy though. That won't ever change. But I've got to make it on my own.
I called my lovely boy from the bus stop.
'Hi Thommo, it's Panda. Wanna come over Brandon Hill and do kissing?'
'I can't, Panda. I have to go to work. It is not the holidays for me you know?'
'Bunk off, Thomas...Go on. We can go see Auntie Lizzie and have tea. I'll be ripper.'
'Pandora, no. I have to pay my rent.'
I sighed. Poor Thomas. He didn't go to school because he had to pay for all this stuff for him and his mum and his brother and sister. He had to work like all the time. It weren't fair, because it meant I couldn't get the chance to jump him. Thomas said we didn't need to do that yet. He wanted it all to be perfect and romantic and stuff. I just wanted us to get started and do it. Proper. Thomas is my only ever boyfriend. Not like Cookie, who never wanted to know me when he weren't putting his thing in me. Thomas loves me. And I love him. I didn't want to ever think about what me and Cookie did. It made me feel ashamed.
'OK, Thomas. You win. Meet you at the bus stop on Granger Road after work then?'
'Oui, Panda.  I will look forward to it very much,' said Thomas. I could see his smile over the phone. 'Je t'aime.'
'Je t'aime aussi.'

Walking back home I made a plan. First off, Mum and me needed to get real about stuff. I knew I couldn't keep it in forever. Sexy thoughts. I still want to make cupcakes in my pyjamas and I don't think I look right in clothes like Katie wears. I'll never be sex on legs. But I do want sex. And I want it with Thomas. I want it more than anything.
I was gonna have to tell Mum about Thommo. Once she know him, I thought, she'll love him too. It's just...she weren't gonna like it tha I've got a 'boy' firend. Not to mention a boyfriend.
Mum was doing her meditating when I went into our living room. I sat down on the settee. I stared her out.
'Mum,' I said. 'Mum, I need to tell you somethin'.'
'Hmm.' Mum frowned. 'Panda Poo. I'm meditating.'
'I know but...Mum. I really need to tell you somethin'.'
Mum siged. 'What is it Pandora?'
I waited a beat. I had to say it now, or I'd get chicken and never do it.
'You know...You know I've not ever had a boyfriend?'
Mum's deamy face turned into a sucking-lemon face. Her eyes went all mean-looking and narrow.
'Of course you haven't, Pandora. Boys are for later. Much later. When you're grown up.'
I frowned. 'See. That's just it, Mum. I am kind of, sory of grown up now.'
Mum lauged and it annoyed me.
'It's not funny, Mum. You don't take me seriously. I'm not little any more. Look-' I lifted up my blouse and showed her my 36C bra. 'My tits are flipping enormous.'
Mum's mouth opened in a perfect circle shape. 'Pandora! Pull down your blouse! Don't ever do that again. Ever.' She got up and started rolling up her yoga mat really quickly.
'Now, I suggest we go and hav a cup of tea and forget that ever happend.' She took my hand and led me through to the kitchen. She put the kettle on while I sat down at the table.
It had all gone wrong. I should have thought it through better. I'm so useless at standing up for myself.
'Now, Pandora,' said Mum. 'Earl Grey? Or how about some chocolate milk?'

____________________________________________

Pandora

Czwartek 4 Sierpnia

W domu

 

Od czasu mojego ulubionego dnia w całym świecie, dnia miłosnego strzału, ja i Thomas byliśmy jak papużki nierozłączki. Byłam taka cholernie szczęśliwa, że wciąż mnie kocha. Myślałam, że naprawdę to wszystko porządnie spieprzyłam. I wiem, że powiedziałam Katie i Emily, że już nigdy nie chcę uprawiać seksu po tym wszystkim z Cookim, bo to tylko sprawia, że wszystko staje się takie dziwne, ale nie o to mi chodziło. Chciałam obracać Toma w taki sposób, w jaki byście nie uwierzyli.
Oczywiście, utrzymywanie mojej mamy w nieświadomości co do tego, że staje się kobietą, ostatecznie jest trudne. Mama zdaje się wiedzieć wszystko co się ze mną dzieje. Zawsze oddalam się kiedy dzwonię do Thomasa. Ona nie lubi kiedy kręcę się koło chłopaków. Co ona by do licha powiedziała, gdyby wiedziała co ostatnio chodzi mi po głowie!
Gdyby Effy nie wyjechała na wakacje z mamą, mogłabym z nią pogadać o moich uczuciach i w ogóle. Ona wie wszystko chłopakach. Powinna, ma połowę z nich owiniętych wokół palca. Chłopcy nigdy nie byli problemem dla Effy. Przynajmniej do czasu, kiedy nie wychujała Freddiego. Effy stała się po tym trochę dziwna i ja czułam się dziwnie z Eff. Uderzyła Katie kamieniem. To nie było miłe. Byłam wtedy za nią. Zawsze będę kochać Effy. To się nigdy nie zmieni. Ale muszę to zrobić po swojemu.
Zadzwoniłam do mojego uroczego chłopaka z przystanku autobusowego.
'Cześć Thommo, tu Panda. Chcesz iść do Brandon Hill i się trochę pocałować?'
'Nie mogę, Panda. Muszę iść do pracy. Wiesz, że to nie są dla mnie wakacje?'
'Chodź na wagary, Thomas...No dalej. Możemy iść do cioci Lizzie i napić się herbaty. Będzie fantastycznie.'
'Nie, Pandora. Muszę zapłacić za czynsz.'
Westchnęłam. Biedny Thomas. Nie mógł chodzić do szkoły, bo musiał płacić za te wszystkie rzeczy dla niego, jego mamy, brata i siostry. Musiał pracować jakby cały czas. To nie było w porządku, bo oznaczało, że nie miałam szansy, żeby na niego wskoczyć. Thomas powiedział, że nie musimy tego jeszcze robić. Chciał, żeby było idealnie, romantycznie i w ogóle. Ja po prostu chciałam, żebyśmy to zaczęli robić. Właściwie. Thomas jest moim jedynym chłopakiem na zawsze. Nie jak Cookie, który nigdy nie chciał mnie poznać, kiedy nie wkładał we mnie swojego sprzętu. Thomas mnie kocha. A ja kocham jego. Nie chciałam nigdy myśleć o tym, co robiliśmy z Cookim. To mnie zawstydzało.
'Ok, Thomas. Wygrałeś. Więc spotkasz się ze mną na przystanku na Granger Road po pracy?'
'Tak, Panda. Nie mogę się doczekać,' powiedział Thomas. Widziałam jak się uśmiecha przez telefon. 'Kocham Cię.'
'Też Cię kocham.'

 Wracając do domu obmyśliłam plan. Po pierwsze, mama i ja musiałyśmy sobie coś uświadomić. Wiedziałam, że nie mogłabym ukrywać tego zawsze. Myśli o seksie. Wciąż chciałam piec ciasteczka w piżamie i nie wydaje mi się, że wyglądam dobrze w ciuchach jakie nosi Katie. Nigdy nie będę chodzącym seksem. Ale chcę uprawiać seks. I chcę to robić z Thomasem. Pragnę tego bardziej niż czegokolwiek.
Zamierzałam powiedzieć mamie o Thommo. Kiedy go już pozna, pomyślałam, też go pokocha. Tylko po prostu...nie spodobałoby się jej gdybym miała przyjaciela. Nie wspominając już nawet o chłopaku.
Mama medytowała kiedy weszłam do salonu. Usiadłam na sofie. Spojrzałam na nią.
'Mamo,' powiedziałam. 'Mamo, muszę Ci coś powiedzieć.'
'Hmm.' mama zmarszczyła brwi. 'Panda Poo. Medytuję.'
'Wiem, ale...Mamo. Naprawdę muszę Ci coś powiedzieć.'
Mama westchnęła. 'O co chodzi Pandora?'
Poczekałam chwilę. Musiałam powiedzieć to teraz, albo bym stchórzyła i nigdy tego nie zrobiła. 
'Wiesz...Wiesz, że nigdy nie miałam chłopaka?'
Rozmarzona twarz mamy skrzywiła się jakby zjadła cytrynę. Jej oczy nabrały znaczącego spojrzenia i zwęziły się.
'Oczywiście, że nie miałaś, Pandora. Chłopcy są na później. Dużo później. Kiedy dorośniesz.'
Zmarszczyłam brwi. 'Widzisz. O to właśnie chodzi Mamo. Jestem tak jakby, w pewnym sensie już dorosła.'
Mama zaśmiała się i to mnie zdenerwowało.
'To nie jest śmieszne, mamo. Nie traktujesz mnie poważnie. Nie jestem już mała. Spójrz-' Podniosłam bluzkę i pokazałam jej mój stanik w rozmiarze 36C. ' Moje cycki są cholernie duże.'
Mama otworzyła usta w perfekcyjne kółeczko. 'Pandora! Obciągnij bluzkę! Nigdy więcej tego nie rób. Nigdy.' wstała i zaczęła zwijać swoją matę do jogi naprawdę szybko.
'Teraz sugeruję, żebyśmy poszły i napiły się filiżankę herbaty i zapomniały, że to się w ogóle wydarzyło.' wzięła mnie za rękę i poprowadziła do kuchni. Wstawiła czajnik w chwili kiedy siadłam na stole. 
Wszystko poszło nie tak. Powinnam była to lepiej obmyślić. Jestem taka bezużyteczna w stawianiu się za samą sobą. 
'A teraz, Pandora.' powiedziała mama. 'Earl Grey? Czy może trochę czekoladowego mleka?'
________________________
Na następną część musicie niestety poczekać do środy. ^.^


piątek, 2 listopada 2012

Naomi.

Naomi

Monday 3 August

At home, evening



After saying goodbye to Emily in the afteroon I drifted on a cloud of loved-up bliss for a bit, but by the evening  I was right back in Moroseville. I had three weeks in which to kick my heels and obsess over what Emily was doing, who she was with. I thought about her mum, who'd be on full anti-gay offensive. And Katie, sly cow. Obviously she'd be casting her own evil spells. Emily seemed to think that Katie would lay off the total bitchery she's been practising over us lately. But I'm not so sure. I've taken her twin away from her. That's how she sees it. She can't stand me. Feeling's fucking mututal.
Mum and Kieran were eating in the kitchen when I finally came dowstairs after two hours of lying depressed on my bed, listening to a medley of loud, trash metal tracks on my iPod.
Cheer up, Naomi, might never happen.
Mum looked up as I came in. Gave me one of her half-sympathetic, half-exasperated looks. 'Hello love,' she said. 'Feeling OK?'
I grunted and pulled back a chair. Kieran eyed me warily. He's never quite sure whether or not I'm going to grass him up over the unfortunate incident in the classroom last term, when he'd tried to snog me. At the time I was totally outraged of course, because it's fucking illegal for a start. But Kieran's OK. I never thought I'd say this, but he makes her happy. And, indirectly, that has meant that all those sad losers who used to occupy our house like it was some kind of bloody commune have finally got the fuck out of here.
'Sit down then. Have some food,' said Mum. 'Emily get off all right?'
A vision of Emily and me in my bed earlier popped into my head. I couldn't help a small smile creeping over my face.
'Yes. Emily got off all right.' I inspected the casserole in frony of me, but decided against it. 'Now I need to get a holiday job; I can't just sit around here all day.'
Mum swapped worried looks with Kieran. They obviously didn't want me hanging around in the house either. Not judging by the amount of time they were spending in Mum's bedroom anyway. Bit of a buzz kill, having Naomi No Mates staring sadly into the space.
See, this is precisely what I toally fucking hate about relationships. Attachment. You don't belong to yourself anymore. You're sharing with someone else. So when they're not there, a part of you fades out with them.
But I've got what I wanted, haven't I?
'Well,' said Mum brightly. 'A job might take your mind off Emily. Better than moping?'
'Maybe I don't want to take my mind off Emily,' I snarled. 'You just want me out of the way.'
'Now, Naomi, that's not true,' said Kieran, looking well panicked at the thought of a row.
'Isn't it?'
'Oh grow up.' Mum started stacking up bowls and plates. 'Come on Naomi, this isn't like you. You're noramlly so level-headed.'
'Sick of that,' I said. 'Living in a doss-house for the past couple of years. Putting up with your fucking do-gooding. Being ''level-headed''. What about me acting like I want for a change? If you don't like it, tough.'
Silence. Kieran gazed desperately up at the ceiling. Poor sod.
'I think it's time we all went to bed,' Mum said calmy. 'Talk about this in the morning.'
It was 9pm. 'Yeah, that's right. You go back to bed,' I said. 'You must be knackered, after all.'
Mum ignored me, while Kieran shuffled out of the room. I watched her loading the dishwater, wondering if I might have gone a bit over the top. Not that I was going to apologise.
Finally Mum switched the kitchen light off, pretending she couldn't see my eyes boring into her. As she passed my chair she stopped and bent down level with my chin.
'Don't be so angry, Naomi,' she whispered. 'It's only love.'


______________________________

Naomi

Poniedziałek 3 Sierpnia

W domu, wieczorem


Po pożegnaniu się z Emily popołudniu, wciąż trochę dryfowałam na chmurze miłosnej rozkoszy, ale wieczorem z powrotem wróciłam do Ponurego Miasta. Miałam trzy tygodnie na to, żeby się wyluzować i przestać zadręczać się tym co robi Emily i z kim jest. Pomyślałam o jej mamie, która będzie w pełni w anty-gejowskim nastroju. I Katie, przebiegłej krowie. Oczywiście będzie rzucać swoje złe uroki. Emily zdawała się myśleć, że Katie przestała być kompletną suką, co na nas ostatnio praktykowała. Ale nie jestem pewna. Odciągnęłam od niej jej bliźniaczkę. Ona tak to widzi. Nie znosi mnie. I kurwa z wzajemnością.
Mama i Kieran jedli w kuchni, kiedy w końcu zeszłam na dół, po dwóch godzinach leżenia w depresji na łóżku, słuchania składanki głośnego trash metalu na iPodzie.
Głowa do góry Naomi, jakby nic się nie stało.
Mama spojrzała do góry kiedy weszłam. Dała mi jedno ze swoich w połowie sympatycznych, w połowie zdenerwowanych spojrzeń. 'Cześć kochana,' powiedziała. 'Wszystko OK?'
Chrząknęłam i odsunęłam krzesło. Kieran spojrzał na mnie ostrożnie. Nigdy nie jest do końca pewien czy nie zamierzam przypadkiem wygadać się o tym nieszczęśliwym incydencie w klasie, ostatniego semestru, kiedy próbował mnie przelecieć. Byłam wtedy totalnie oburzona, oczywiście, bo to jest kurwa, po pierwsze nielegalne. Ale Kieran jest ok. Nigdy nie pomyślałam, że to powiem, ale on ją uszczęśliwia. I pośrednio to przyczyniło się do tego, że ci wszyscy frajerzy, którzy mieli w zwyczaju okupować nasz dom, jakby to był jakiś cholerny przytułek, w końcu się stąd kurwa wynieśli.
'Więc usiądź. Zjedz coś,' powiedziała mama. 'Emily dotarła szczęśliwie?'
Wizja Emily i mnie w moim łóżku wcześniej wskoczyła mi do głowy. Nie mogłam nic poradzić na mały uśmieszek przenikający moją twarz.
'Tak. Emily dotarła szczęśliwie.' Sprawdziłam zapiekankę naprzeciwko mnie, ale zdecydowałam się nie jeść. 'Teraz muszę znaleźć sobie wakacyjną pracę; Nie mogę tu tak po prostu siedzieć całymi dniami.'
Mama wymieniła zmartwione spojrzenia z Kieranem. Oczywiście także nie chcieli, żebym kręciła się po domu. Nie oceniając tego poprzez ilość czasu jaki spędzali w sypialni mamy. Naomi Bez Znajomych by to wszystko zrujnowała gapiąc się smutnie w przestrzeń. 
Więc to jest dokładnie to, czego nienawidzę w związkach. Przywiązanie. Nie należysz już dłużej do siebie. Dzielisz się z kimś innym. Więc kiedy ten ktoś nie jest blisko, część ciebie znika razem z nim.
Ale mam to czego chciałam, czyż nie?
'Dobrze,' powiedziała pogodnie mama. 'Praca może odciągnąć twoje myśli od Emily. To lepsze niż bycie ponurym?'
'Może nie chcę odciągać swoich myśli od Emily.' warknęłam. 'Chcesz po prostu, żebym przestała być taka jaka jestem.'
'To nieprawda, Naomi,' powiedział Kieran, patrząc z paniką na samą myśl o kłótni.
'Czyżby?'
'Oh dorośnij.' mama zaczęła układać miski i talerze. 'Daj spokój Naomi, nie jesteś taka. Normalnie jesteś zrównoważona.'
'Mam tego dość,' powiedziałam. 'Mieszkania w tym domu noclegowym, przez ostanie kilka lat. Znoszenia twojego pierdolonego dobroczyństwa, bycia ''zrównoważoną''. A co jeśli będę zachowywać się tak jak ja chcę, dla odmiany? Jeśli Ci się to nie podoba, trudno.'
Cisza. Kieran wpatrywał się desperacko w sufit. Biedny gnojek.
'Myślę, że czas, żebyśmy wszyscy poszli do łóżek,' powiedziała ze spokojem mama. 'I porozmawiali o tym rano.'
Była godzina 21. 'Tak, dobrze. Wracajcie do łóżka,' powiedziałam. 'Musicie być w końcu wykończeni po tym wszystkim.'
Mama zignorowała mnie w chwili kiedy Kieran wyszedł z pokoju szurając nogami. Patrzyłam na nią, jak włączała zmywarkę i zastanawiałam się czy trochę nie przegięłam. Nie żebym zamierzała przepraszać.
W końcu mama wyłączyła światło w kuchni, udając, że nie dostrzega moich oczu wpatrzonych w nią. Kiedy mijała moje krzesło, zatrzymała się i nachyliła do poziomu mojego policzka. 
'Nie bądź taka zła, Naomi,' wyszeptała. 'To jedynie miłość.'


______________________________________
Kolejny rozdział w niedziele ;) i dla tych, którym chwilowo znudził się już wątek Naomi, mogę zdradzić, że kolejna cześć będzie dotyczyć już kogoś zupełnie innego. ; >